No trudno, nadzieja umiera ostatnia. Gdyby jednak zdarzył się jakiś cud.... Tak czy inaczej chyba jest im lepiej u mnie niż w schronie, choć szczególnie Dzyndzel wymaga opieki specjalnej, bo ma bardzo spuchnietą nogę, a na to nie ma w tej chwili szans. Nie wiem tylko jak długo ja to wytrzymam

Nie poradzę sobie z nimi na pewno.

Jeden ma biegunke, drugi zaparcie, trzeci kuleje, w zasadzie każdy powinien miec inną dietę, a ja nie mam ich jak izolować.
Całą noc miziałam i masowałam brzuszek, pilnowałam ciepłej butelki i drżałam, sprawdzając co chwilę, czy Pan Kot oddycha

Jest jakby rano ciut lepiej, ma wyraźniejsze oczka i miauczy, brzuch też jakby trochę mniejszy, ale nadal nie ma kupy. On ma ogromne masy kałowe w jelitach, co było widoczne na zdjęciu. Mleka już wczoraj próbowaliśmy - nie zadziałało. Ponadto zrobiłam mu kąpiel tylnej części ciała i brzuszka w mocno ciepłej wodzie, masując przy tym, w nadziei że mu się tam wszystko rozszerzy i mnie kotek osra, ale nic z tego. Zrobił tylko siku i tyle. Dzisiaj zabrałam go ze sobą do pracy, żeby nie był sam. Leży obok mnie w transporterku zakręcony w ręcznik i wtulony w gorącą butlę i patrzy takimi wielkimi niebieskimi oczkami, bo tylko one mu z ręcznika wystają. Próbował wstać, ale nie ma siły. Dałam mu conva - zjadł pół strzykawki i nawet próbował ją ssać po chwili, bo w pierwszym momencie stawiał opór

Kupiłam też espumisan dla niemowląt, którym go będę faszerować, no i razem z convem dostał antybiotyk przepisany przez panią doktor. No i czekamy. Teraz kocio dostał prikaz że ma spać, oraz stanowczy zakaz umierania!

Mam nadzieję, ze się pozbiera.