W nocy wstawałam do Pana Kota trzy razy, żeby zobaczyć, czy wszystko ok. Próbowałam podsuwać mu jedzonko, ale wzgardził. Za każdym razem jego bracia wyłazili z koszyczka, do miski, do kuwety, albo żeby zapolować na mój palec u nogi, a on nie.

Ale rano kiedy wstałam i poszłam do łazienki Pan Kot spojrzał na mnie z koszyczka wielkimi slepiami, po czym pomalutku wstał i poszedł do michy

Słaby jest bardzo, dupką mu zarzuca, nie biega jak jego bracia, ale poszedł do miski, nawet się przepchnął, więc nie musiałam interweniować i trochę zjadł chrupek,

Potem popił sobie wodą, wlazł mi na stopę i zaczął sie domagać, żebym go wzięła na ręce, a kiedy to uczyniłam ułożył się szczęśliwy na mojej szyi i rozmruczał.

Chyba czuje się lepiej, ale do tego weta jednak pójdę. Odstawiony na podłogę idzie pomalutku i chwiejnie prosto do koszyczka - zachowuje się całkiem inaczej niż Dzyndzel i Kizik. Wczoraj mnie okropnie wystraszył - myślałam, że umiera. Zwłaszcza, jak był taki gorący, miał dreszcze i tak szybko oddychał z głowa schowaną między łapkami.

Zaszkodzić mu nic nie zaszkodziło, ale... może się przeżarł za bardzo i go brzuszek bolał? On się wcześniej rano na te serca rzucał jak dziki
