» Pt maja 07, 2010 9:47
Re: Przygarnięty chory kotek - całkowita bezradność!
Sieriożka wczoraj zmarł po długiej walce. Dziękuję wszystkim którzy wówczas odpisywali.
Jego historia jest długa. Potem Sieriożka bardzo dobrze zaczął się czuć. W październiku 2009 - przyjechał wraz z pozostałymi kotami do Charkowa (my rosjanie, przyjechaliśmy z Ukrainy, byliśmy nielegalnie kiedy się pojawił Sieriożka, lecz wyjechaliśmy legalnie). Sieriożka miał robione badanie metodą ELSA - wykazało antyciała FIP. Widocznie wirus po prostu się "schował" by uderzyć w najmniej oczekiwanym momencie. Robiliśmy wszystko. Potem była kuracja antybiotykiem - która się sprawdziła. Sieriożka zaczął rosnąć i nabierać ciała. Po przyjeździe na Ukrainę, zaczęło mu pogarszać. Staraliśmy się w niczym kotów nie ograniczać i chociaż nadal pieniędzy nie było - to nasze koty siedzą na najlepszej karmie, na najlepszych witaminach. Ale może woda nie ta, może jakość karmy o wiele odbiega od europejskiego standardu. Może stres podróżą - chociaż Sieriożka lubił podróżować. Zaczął się coraz gorzej czuć. Ja nadal w to nie wierzę że go już nie ma. Nie wiem jakie są powody. Ostatnio Sieriożka bardzo stracił na masie ciała, zaczął mniej jeść, wymiotować. Poszliśmy do jednej kliniki - niedaleko domu. Omal nie zabili Sieriożkę i jeszcze "weterynarz" za to że Sieriożka zaczął płakać - uderzył go pięścią po głowie, przy mojej matce. Ten s***wiel ma szczęście że mnie nie było - ale na 100% nie zostawię tego tak. My zmieniliśmy klinikę, wzięliśmy taksi i pojechaliśmy do innego lekarza. Wyrok - odmowa pracy nerek. Zaczęliśmy leczyć. Codziennie na zastrzyki, kroplówki. Sieriożka zaczął się powoli podnosić. Podniosła się temperatura ciała z 35.5 na 37.8. Lecz wczoraj rano zaczął się dusić. Mnie nie było, nie miałam komórki - bo postanowiłam ją sprzedać by było na lekarstwo dla Sieriożki. Około 12.00 mama znalazła się z nim w szpitalu - nerki w porządku, coraz lepiej, ale EKG... robili 3 razy EKG - 3 razy to było coraz gorsze i gorsze. W końcu zaczęła się agonia - Sieriożka męczył się. Dali mu lek, który człowieka wywodzi z zawału - ale on nie poskutkował. W końcu Sieriożka ostatkiem sił pożegnał się z mamą, ostatkiem sił wrócił na stół. Umierał w bólu. Lekarze zaproponowali dać dawkę narkozy - aby nie czuł bólu. Po zastrzyku - po raz pierwszy chyba za życia odetchnął lekko, wyprostował łapki, machnął ogonkiem i usnął. Cała klinika walczyła o jego życie, lecz on widocznie już miał dość. Dość kataru, dość lekarzy, dość zastrzyków. Mam wyrzuty sumienia że Sieriożka był świadkiem kłótni między mną a tatą który to by chętnie wszystkich pousypiał. Pieniądze nie są ważne, kiedy chodzi o życie i zdrowie czy to człowiek czy to zwierzę. Sieriożka po prostu nie chciał robić kłopotów.
Wybaczcie że to wszytko napisałam, ale musiałam...