Tak. I był to wielki przypadek. Nasz wet skierował nas do tej kliniki w Bielsku. Pojechałam tam z Sarą i powiedziałam, że mają zrobić wszystko, żeby jak najdłużej żyła, bo straciłam ostatnio 2 koty i tego bym już nie przeżyła. I na to Pani na recepcji powiedziała mi, że 15 km od Bielska są do oddania wysterylizowane 9 miesięczne kotki brytyjskie

No to po powrocie do domu od razu telefon, Pani przeprowadziła wywiad i 2 dni później jechałam po Ritkę

Dziś mówię, że tak musiało być, że Bóg chciał, żeby Ritka u nas mieszkała. Bo w końcu gdyby nie te problemy z Sarcią to nie znaleźlibyśmy się w tej klinice, nie wiedzielibyśmy o kotce. Jak się później dowiedziałam, że guz nie był złośliwy, to już byłam pewna, że tak miało być

Ale powiem Wam, że pomimo, że Ritka jest przesłodka dalej mi brakuje Tofika i Beci. Wczoraj w nocy poryczałam się jak bóbr
A tutaj Sarusia z nową przyjaciółką:
