Wczoraj kasia mi uciekła na korytarz - sprawdzałam, czy dużą klatkę da się wywieźć na wózeczku i łobuzica skorzystała z otwartych przez chwilę drzwi.

Latałam potem za nią po klatce schodowej w górę i wdół, klnąc na czym swiat stoi i obiecujac, ze Kaskę uduszę własnoręcznie. W końcu udało mi się ją dorwać i wziąc na ręce. W windzie trochę mi się wyrywała ale szczęsliwie dotaszczyłam ją do mieszkania. Całe szczęscie, że żaden z psów mieszkających w mojej klatce nie wychodzil akurat na spacer
A od 3 godzin w mojej łazience siedzi kolejna kotka

Tam gdzie łapiemy "bladym switem" przyplątała się 3 dni temu bura koteczka, na oko ma z 8 miesięcy, niestety - jest dosć oswojona

i raczej nie powinno się jej wypuszczać po sterylce. Oswojenie było na tyle duże, że karmiacy tam kotki pan złapał koteczkę bez większych problemów na ręce i wsadził do transporterka. U pana w domu jest 5 kotów, więc on oczywiście kotki nie weźmie... No i siedzi ta bidulka w łazience, w transporterku, i czeka na transport do lecznicy na sterylkę (mam nadzieję, że rano). Uchylałam klapkę transporterka, dałam koteczce troszkę wody i odrobinkę gourmeda (malutko, bo rano sterylka). Zjadła, nawet się nie dopominała wypuszczenia, siedzi cały czas i popłakuje. Ma coś ze szczęką, bo jak dałam pare ziarenek suchego, to bardzo chciała zjeśc, ale tylko osliniła te ziarenka. Karmiciel też mówil o tym dziwnym slinieniu. Może przy okazji sterylki zajrzą jej do pyszczka (jak poproszę)?
Drugie z łapanych bladym switem - podejrzewane przez nas o zaawansowaną ciążę - okazało się kastrowanym kocurem, który mieszka w jednym z mieszkań na tym podwórku i własnie wybrał się na wycieczkę.

Czyli do złapania pozostaje jedna biała koteczka. Mogę ją łapac dziś, jutro i w poniedziałek rano, mam nadzieję, że się złapie...