Operacja Rysia była w południe, odebrałam go pod wieczór - na chodzie to mało powiedziane, on był na biegu, chyba dali mu jakiegoś speeda

Ten kot jest po prostu niesamowity. W poczekalni czekaliśmy na wypis przez lekarza, wypuściłam Ryśka, łasił się jak szalony, mruczał, nie mogłam go utrzymać na ławce. Na początku chyba światło go raziło i dezorientowało, ale po kilku chwilach zaczął polować na dziury po śrubach w ścianie i - ku zachwytowi i uciesze innych oczekujących - zaczął zaczepiać łapkami i zębami tekturową makietę kota na parapecie
Ryśka nic nie stersuje, w każdej sytuacji jest super wyluzowany.
Ma
usunięte 2/3 trzeciej powieki, jest wykastrowany. Testy na FIV i białaczkę na razie wyszły ujemne 
Myślę, aby powtórzyć je dla pewności, gdy kresu będzie dobiegał tymczas u mamy Kareny.
Obecnie przebywa u mojej Mamy, która nie jest z tego powodu zachwycona, ale przez kilka dni Ryszard będzie mieszkał w towarzystwie jej (a w zasadzie moich, hi hi, kotów). Dostał klosz, który najpierw doprowadzał go do szału, a potem stał się ulubioną zabawką... mam nadzieję, że nie zdoła się go pozbyć.
(zaraz zdjęcia)