Wiem, że trudny temat, wiem
W zeszłym roku sunia analogicznie była uwiązywana, bo przechodzi przez dziurę w ogrodzeniu i wychodzi na naszą uliczkę.
A sąsiad nie ma czasu dziury załatać, ani chodzić gdzieś po siatkę. Miałam w komórce nowiutki rulon siatki, na załatanie 10-ciu takich dziur. Dałam. I nic, sąsiad dalej nie ma czasu.
Wyła dzisiaj na tej smyczy do szóstej. Patrzę, sąsiad wychodzi do ogrodu. Więc ja grzecznie, bo wiem z kim mam do czynienia, mówię dobry wieczór, przepraszam, Shilla chyba miskę z wodą przewróciła, gorąco jest, pić jej się chce, może pan jej nalać wody?
A odpowiedź jest taka: a niech płacze, nie musi pić, jest globalne ochłodzenie...
Ale poszedł, miskę z wodą przyniósł i postawił. To ja : panie sąsiedzie, może ją pan puści, ona tu cały dzień płacze...
- nie ma mowy, niech sobie płacze, krzywda jej się nie dzieje.
I poszedł sobie.
Odwiązał sunię koło ósmej i zabrał do domu. Jutro mamy wszystko od nowa. Nie ma z kim rozmawiać
No nic, muszę się nauczyć mieszkać z płaczącą Shillą za płotem
A Cosię przyprowadził Micio, ale tak zziajana i zasapana wpadła do ogrodu z murku, że bidulka oddechu złapać nie mogła.
Za nią wskoczył równie wykończony Mić. Ja nie wiem co oni tam robili poza włościami, ale Miciu chyba dał jej szkołę i zagonił do domu, bohater mój kochany. Cosia wpadła prosto pod leżak i tam dychała ledwo. I wtedy....Balbi i Tuta spuściły jej takie lanie, że chyba popamięta. Obie ciotki z ogonami jak kaktusy waliły ją na zmianę łapkami, raz prawym, a raz lewym sierpowym

A Cosieńka uszka po sobie, taka malutka się zrobiła i mówiła tylko ja już nie będę, ja już nie będę....
