tillibulek pisze:1)

ktos jest psychopatą albo totalnie nie ma w domu co robic....
tak czy siak opcja z kochaniem kotow odpada
2) czy nie mozna dawac tej babie lipnych numerow telefonow do DS, zeby nie mogla ich potem zameczac dzwonieniem??
jesli nie mozna to wczesniej trzeba kazdy DS o takiej ewentualnosci ze strony tego babsztyla uprzedzic (ale to na pewno wieci i robicie)
3) znalezc dziewczyne, ktora umie postawic na swoim - przyszla mi do glowy Never lub Agneska
4) nie spuszczac watku w czarne czeluscie MIAU - im wiecej osob o nim wie, tym lepiej, tym wieksza szansa na pomoc - wolac, krzyczec o DT, niech czekaja - jak uda sie koty wyciagnac, to przynajmniej bedzie gdzie
wspolczuje Wam tego uzerania sie z babsztylem - widok tych biednych kotow dla kazdej osoby kochajacej te zwierzeta, musi byc niesamowicie traumatyczny - biedne koty....
i jak u tej baby wyglada sprawa z FeLV/FIV?? czy ktorys kot mial robione testy? to tez warto wiedziec.... niebezpieczne sa takie duze skupiska zwierzat ....
Na początek przekopiuję z innego wątku
viewtopic.php?f=1&t=110159Wątek założony 15 kwietnia. Żaden "chętny" dt się nie zgłosił
Ad. 1. Nie komentuję - nie mam siły
Ad. 2. Myślisz, że nie próbowałyśmy? Raz się udało, drugi raz już nie. Ona chce teraz robić wizyty przedadopcyjne - nikogo w takie gówno nie wpakuję, bo ona jest z dnia na dzień coraz bardziej niezrównoważona. Nie wiadomo, co jej przyjdzie do głowy jutro.
Ad. 3. Wczoraj miałam przyjemność porozmawiać z bardzo mądrą i doświadczoną w tym zakresie osobą. Nie bardzo można zrobić cokolwiek, poza odebraniem jej tych kotów siłą i umieszczeniem ich na Paluchu (czy w innym takim fajnym miejscu, bo wątpię, żeby Paluch był w stanie przyjąć jednorazowo 50(?) kotów).
Ale nawet taka opcja jest lepsza niż żadna, pod warunkiem, że będzie te 50(?) miejsc w domach tymczasowych i się te koty natychmiast wyciągnie. W innym przypadku niestety mają większe szanse u niej.
Druga sprawa jest taka, że nie tak prosto byłoby jej te koty odebrać. Owszem są wygłodzone, z przewlekłym katarem, ale nie jest to stan pozwalający posądzić ją z miejsca o "znęcanie się". W jej sytuacji, to ona sama musiałaby zrzec się tych kotów, a odebranie ich siłą byłoby możliwe dopiero po przeprowadzeniu sprawy sądowej, której niekoniecznie byłaby po naszej myśli (kobita naprawdę jak chce, potrafi zrobić przyzwoite wrażenie). Nawet zakładając, że zrzeknie się kotów (w co osobiście nie wierzę - walnie skruchę, obieca poprawę i po ptokach), nie ma żadnej gwarancji, że za moment nie zacznie ich zbierać z powrotem
Ad. 4. Nie chcę spuszczać wątku w czeluście, ale na razie nie mam siły. Dziewczyny pewnie też.
Przyznam, że ja głównie z powodu sytuacji w pracy, która właśnie z dnia na dzień zaczęła się pogarszać. Po prostu od poniedziałku stałam się kłębkiem nerwów, a w to akurat D. miała niewielki wkład. Chyba wręcz tylko dzięki niej jakoś jeszcze funkcjonuję, bo mnie wqrw (przepraszam) trzyma na powierzchni.
Tak jak napisałam - ja nie odpuszczam. Coś mi chodzi po głowie - zupełnie inne rozwiązanie, ale muszę to sobie najpierw na spokojnie w głowie poukładać, a przede wszystkim dożyć wreszcie do końca tego tygodnia, który dla mnie (i nie tylko) był naprawdę koszmarny.
Co do FelV/FIV - tak jak napisała Marzenia. Zastanawiałyśmy się nad tym nie raz, ale zawsze dochodzimy do wniosku, że raczej stado jest wolne od tego świństwa. Adelka będzie przetestowana, jak tylko będzie to możliwe, chociaż nawet jej negatywny wynik (raczej taki będzie, bo ona szybciutko dochodzi do formy) nie da pewności co do reszty stada. Ciężko jest stwierdzić cokolwiek na temat tych kotów, bo dziewczyny były w mieszkaniu z kotami do adopcji chyba tylko kilka razy, żeby zrobić zdjęcia. U D. w mieszkaniu, gdzie jest główne stado, nie był nikt - osobiście przypuszczam, że tamte koty są jednak w lepszym stanie, niż te do adopcji, które siedzą same, stopniowo dziczeją i nie wiadomo nawet jak często ona jeździ je nakarmić.
Marzeniu, może wrzuć mi mailem namiary na te płatności, to zadzwonię gdzie trzeba?