w niedzielę (a jakże, czy są lepsze dni na szukanie weterynarza?

) Rudzik zrobił nam niespodziankę pt.:
mam na doopce zalany ropą gejzer o średnicy centymetra, przez który widać mi mięsień udowy

, czyli okazalo się, że Rudzik miał ropnia (albo od przypadkowego zadrapania przy kocich gonitwach, albo ponoć często zdarzają się po zastrzykach tolfedynowych - ponoć nie tylko w rodzinach patologicznych, uskuteczniających przemoc wobec kota

), który postanowił sobie pęknąć i się rozlać, ukazując naszym wytrzeszczonym w przerażeniu oczom Rudzikowe wnętrze (rozumiane bynajmniej
NIE metaforycznie).
jak się okazalo dr Borkowska
jeszcze nie zablokowała połączeń przychodzących z mojego numeru (nie to, żebym dzwoniła/mailowała nadmiernie często, tylko w absolutnie niecierpiących zwłoki wypadkach

) i pomogła nam ogarnąć sytuację, przy czym okazało się, że nie takie to paskudne, jak wygląda i z zapasem lekow (oraz obietnicą nie dzwonienia z donosem do TOZ'u

) wróciliśmy do domu kurować Rudzika.
Pomyśleć, że parę dni temu martwiłam się cieknącym z nosa gilem

To teraz mam za swoje - kota z dziurą
Rudzik nic sobie nie robi z całego zamieszania i szaleje za 10 kotów (wg Tżta to zasługa dodatkowej wentylacji

), a dzisiejsze ogledziny wykazały, że rana się ziarnuje, czyli w końcu goi.
daję sobie jeszcze max. 5 lat do całkowitego osiwienia.
dla ludzi o mocnych nerwach - Dziurawy Rudzik:
http://yfrog.com/j4p1120737j