Jak widać mamy klęskę urodzaju
To są dzieci Ginger-Pynzi. Już w trakcie jej ciąży zastanawiałyśmy się co ona kryje w brzuszku bo była gruba, a do tej pory jej mioty to najwięcej trzy kocięta. Ona widocznie też jest zaskoczona, bo nie radzi sobie z taką ilością kociąt. Myje dwa, resztę zostawia nam. Zdecydowanie wolę dokarmiać maluchy niż je czyścić

Tym bardziej, że Pynzia robi to niedokładnie i wszystkie trzeba sprawdzać co 2 godziny. Najgorzej było zaraz po porodzie, bo dzieci były maleńkie i bałam się żeby je nie uszkodzić masując brzusio i plecki (takie maleńkie, a bąsie puszczają strasznie cuchnące

. Tym bardziej było i jest trudno, że ona jest jednak bardzo kochająca i zaborczą mamą i jak biorę malucha do ręki, a malec zakwili, próbuje odebrać mi go z ręki. Dodatkowo ciągle prześciela gniazdo. Jeśli za długo stoi się nad maluchami siada na nich jak kwoka na kurczaczkach przykrywając je sobą. Karmi za to modelowo

. One już zaczynają ładnie raczkować w gnieżdzie więc myślę, że zaraz zaczną same siusiać, ale to jeszcze parę dni. Ten tak duży jak na Ginger miot zaskoczył i ją i nas.
Ginger - Pynzia z dziećmi:


Niunia z córeczką:
