
Wczoraj zmacałam na brzuchu Fredzi pięknego kołtuna, filcowy wałek. Ona nie lubi macania brzucha, więc nie zauważyłam od razu i ten kołtun to już taki porządny był. Nie było łatwo go wyciąć, o nie - Kudłata Fredzia stawiała mocny opór, bardzo się pokłóciłyśmy. Trochę brakowało mi rąk na wijącego się i gryzącego kota, grzebień, nożyczki i odganianie gapiów - oczywiście prawie wszystkie koty musiały dokładnie sprawdzić jaką ja krzywdę Fredzi robię

Ten jeden kołtun zajął nam pół godziny, ale już go nie ma. A Kudłata dziś rano przyszła mnie obślinić, czyli już się na mnie nie gniewa
