Stadko dzielnie przetrwało, Tytusik ma apetyt jak smok

. Rano już zaczęli z Zidanem kocie zapasy na całego.
Bandido trochę schudł

. Chyba mniej je z emocji, ale nadrobimy, zresztą był po zimie dobrze ocielony. Dzisiaj rano rzucił mi PAWIA!!! Ale jakiego! W środku największy hairball, jaki widziałam! Mam nadzieję, że pozbył się problemu, który wywołuje wymioty od kilku miesięcy i że teraz tylko regularne podawanie odkłaczacza i po ptokach. Gdzież on tego kłaczora zmieścił?! Wygłaskałam biedaka, nawet trochę przy mnie pochrupał - oby tylko zostało w środku ...
Woalka zaczęła trochę wypełniać swoje futerko - mam nadzieję, że to efekt odrobaczenie i wstrząsającej mikstury z witamin i immunodolu, jaką jej co dzień podaję. Ponieważ jutro wcześniej wychodzę z pracy (wszystkie kobiety- święta jakieś, czy coś

) to zapakuję Woalkę do torby Tytusa, Tytusa do transporterka CDT i zaniosę do veta (tak, wiem, to rodzaj sportu ekstremalnego, chcę się sprawdzić). Woalką na kontrolę, czy już jej nic nie świszcze (przed wolnymi dniami, bo jak mi zacznie lecieć przez ręce w sobotę wieczór, to ....) a Tytusa na przegląd okresowy, skoro już go mam w pazurach

.
Co do świąt, to przedwczoraj moje koleżanki (szczęśliwe posiadaczki mniej lub bardziej dorosłych dzieci) zastanawiały się na głos, co by tu zrobić do jedzenia, żeby się nie narobić, a żeby było ładnie i smacznie. No i zapytały mnie, niebacznie, co ja przygotowuje na te okoliczność. Po namyśle, odpowiednim do wagi zagadnienia, odparłam:
- Ugotuję ze 6-8 jajek, żółtka dostaną koty a białka zjem z majonezem.
Mimy koleżanek (takiej to dobrze!) - bezcenne
