Wczoraj wieczorem przyszła do łóżka. Nie, nie sama od siebie, bo miała taką ochotę- byłoby zbyt pięknie. Na łóżku leżał ludź i czytał. Wtedy Gajka zaczęła się upominać, że jest głodna (oczywiście według niej, bo jeść to ona uwielbia- fakt). No to ludź puszkę do ręki i potrząsa nią. Gajce oczy aż zabłysnęły i chyba zadowolona, że ktoś dobrze odczytał jej cichy miauk- ruszyła przez pokój pod łóżka. Stanęła i myśli: tak, czy nie? Skoczyć, nie skoczyć, oto jest pytanie. Wskoczyła… i zeskoczyła- brakło odwagi. I znów, i znów, i znów to samo, aż w końcu znalazła się parę centymetrów od celu. Ludź nawet nie drgnął. Gajka pośpiesznie zjadła i zwiała. Ale była na łóżku, obok ludzia- liczy się. Za chwilę znów wróciła, wciąż zachęcana brzdękiem karmy. I… zjadła z ręki. Fajnie. Niestety, żeby nie było za pięknie- wczoraj popołudniu Gajka mocno udrapała rękę, a raczej dłoń. Bawiła się sznurkiem, była kilka centymetrów od człowieka, a właściwie nie „od” tylko „pod”, bo ludź siedział na krześle. Chęć pogłaskania znikotki, chwila nieuwagi i aaa…
Djuna to co innego. Kochana, towarzyska, odważna, choć ciut charakterna, z własnym zdaniem, czyli taka jak na prawdziwego kota przystało. Ale o niej jutro coś skrobniemy, bo już dziś się nic nie chce. Tyle tylko napiszemy, że Dju skacząc z szafy, zjachała po ścianie i zrzuciła obraz (dość duży), a raczej zdjęcie Kory a4 oprawione w ramkę. Trafiły nam się dwa cudne koty...
Cindy witaj
