Fuksia mi stracha dziś napędziła, sikała bardzo krwawym moczem, strasznie się bałam, że dzieje się coś poważnego, ale prawdopodobnie to objaw nwrotu zapalenia pęcherza, już sika prawie normalnym kolorem (żółtym od Furaginu).
Ma też jakieś problemy z kupą, znów dziś się obs**ła na rzadko.
Ostatnio podle się czuję, sytuacja Fuksi mnie strasznie dobija, nie chodzi wcale o pracę przy niej, do smrodków idzie przywyknąć (raczej nie bylam nigdy nadwrażliwa na tym tle), chodzi o to, że sytuacja Fuksi mnie psychicznie dołuje, tak że nie potrafię się cieszyc innymi sprawami, ciągle myślę że ona taka biedna w tej klatce, prawie bez szans na normalne życie, to czasem ponad moje siły

.
Chciałam dziś iść do Kontrastu na koncert dla pkdt, pobawić się trochę, odreagować, oderwać się od tych problemów, ale spędziłam pierwsza część wieczoru z nią u weta, a drugą na dwukrotnym myciu Fuksi, klatki, i nie mogłam jej zostawić w takim stanie, zresztą już nie miałam siły nigdzie wyjść.
Powiem szczerze, że czasem myślę, że lepiej by się stało gdyby została uśpiona od razu gdy została znaleziona, niepotrzebnie się tyle nacierpiała, i co ona ma teraz za życie i jakie szanse na inne? Oczywiście kto mógł wiedzieć wtedy że to tak będzie...