Zadzwoniła do mnie jedna Pani, naprawdę super domek by się zapowiadał - JUŻ ZE WSZYSTKIMI ZABEZPIECZENIAMI OKIEN I BALKONU. Mają jedną kotkę, karmią ją RC i uważają, że jest samotna. Pani mieszka niedaleko mnie i chodzimy do tego samego weterynarza.
Ale gdy jej opowiedziałam historię oddawania Trusi, (
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=13&t=108111&start=45) jak mnie rezydentka podrapała i trafiłam do szpitala z zakażeniem to ona się zastanowiła, że w sumie mogłoby być tak samo, bo jej kotka bywała agresywna ale tylko do ludzi z tego co zauważyła.
Powiedziałam jej, że jeśli miałaby otrzymać kociaka to musiałabym go osobiście zawieźć, aby przekonać się jak reaguje na niego jej 3-letnia kotka. Bo po ostatnim doświadczeniu nie chcę ryzykować, że człowiek albo maluszek ucierpi z powodu narwanego, broniącego swój teren kota.
Malucha trzeba by wcześniej wykąpać, aby pozbyć się zapachów innych kotów i innego domu. (Wszystkim już teraz to radzę po tym co przeszłam)
Podobno ma się odezwać ale ja jej delikatnie odradziłam drugiego kotka, bo boję się takiej sytuacji jak z Trusią.
P.S. Uważajcie wszyscy na rezydentów. Ja do dziś goję rany na rękach (mimo antybiotyków), a za 3 tygodnie mam kolejny zastrzyk na tężca.