Nie wiem, jak grzecznie i cenzuralnie opisać wczorajszy wieczór, bo jszcze mnie nosi. Dzięki Montes, że ze mną pojechala, jej spokój ocalił jedną hmm panią.
Kociaków jest cztery, ale widzialyśmy tylko dwa, były w jakiejś komórce - rude coś tylko śmignęło, szylkretka dała się zlapać, tylko trochę łapę mam podrapaną. Zaraz lecę z nią (szylkretką) do weta, wczoraj już nie dałam rady
(jeszcze przez zamknięciem zaliczyłam piwnicę pizzerii, zabrałam pustą klatkę).Na moje oko mogą mieć pod 4mce, szylkretka chlupocze i dusi się od kataru, oczka czyste. Dzika nie jest, tylko wystraszona, absolutnie nie agresywna, raczej zapłakana. Kociaki kotka przyprowadziła chyba przed świętami, z zeznań pani trudno coś pewnego wywnioskować (np mialy być czarno-białe, miala zamknąć w domu), pani wcześniej nie dzwoniła, bo droga rozkopana i nie dojechalabym

.
Koty ciachnięte w ubiegłym roku mają się dobrze, matka tej czwórki (szylkretka) jest już w ciąży.
Wytyczne dla pani - natychmiast łapać maluszki i do lecznicy na wyleczenie i sterylki, potem pewnie wypuszczamy, chyba ze zdarzy sie cud w postaci dt / ds, bardzo pilnie łapać matkę na sterylkę.
Kociaki mogą być takie oswojone jak ta pierwsza - więc nadal blagamy o dt.
To ta bida zaglucona:
