Ja nie wiem, moze syjamy jakies wydelikacone ogony maja, ale Maly codziennie oddaje sie zabawie w lapanie swojego ogona, czasem mocno ugryzie lub nadszarpnie, a ogon jak byl, tak jest i to w stanie nienaruszonym
Około 30 lat temu sjamskie koty miały nawet po kilka załomków na ogonkach. Tak się ta rasa kształtowała. Nie był to problem, bo... nie było jeszcze wtedy nawet SHKL...
W tej chwili to wada hodowlana, oceny nie dostanie, ale kotu w niczym to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie - oszczędzi mu to stresów wystawowych
Może dziwne, ale w baaaardzooo dawnych czasach syjam z zagiętym ogonkiem (czytaj: załomkiem na ogonie) był uważany za wzór syjama i takowy załomek był potwierdzeniem rasowości kota.
Wtedy o genetyce u kotów nawet ptaki nie ćwierkały. Dopiero stosunkowo niedawno badania genetyczne wykazały skąd się biorą załomki.
A w uszkodzenie sobie ogona przez kociaka, szczerze mówiąc, nie wierzę...
W czasach przed i powojennych nikt nie zwracał szczególnej uwagi dlaczego takie a nie inne kocie ginie po urodzeniu i nie analizowano przyczyn - nie było rodowodów do 5 pokolenia wstecz. Nie wiem kiedy zaczęto wyprowadzać linie u syjamów i kiedy wprowadzono w Polsce rodowody.
Koleżanka ze sudiów mojego TŻ miała syjama - kocura, który cieszył się powodzeniem u kotek ale rodowodu nie miała (były to lata hm... wczesne 70-te) więc nie było to tak dawno (ja dla mnie ).
Bonkreta pisze:O ile wiem, dawno temu było to wręcz wymagane u syjama i uważane za cechę wybitnie typową.
Tak, bo koty tej rasy były silnie inbredowane. A załomek jest wynikiem skojarzenia dwóch kotów niosących recesywny gen odpowiedzialny za jego powstanie.