Przeklejam z białostockiego wątku :
Dziś mały czarnulek (roboczo Mini vel Rumcajs) przyjechał do Białegostoku. Niestety - lecznica miała przerwę (jest tam przerwa od 12 do 16). Na szczęście panie doktor z Medvetu zaprosiły go do kociego przedszkola.
Po południu (jako, że mój miły mąż raz na sto lat ma czasem wolne i mógł zostać "ojcem karmiącym"

) pojechałam go poznać. Kangurował sie własnie pod bluzą pani doktor (tak przy okazji - w przedszkolu były inne dzieci - stado malusich psiutków. I pani doktor, która ze stoickim spokojem nie wypuszczała szmaty z ręki biegając za małymi sikunami

)
A kić to biduś taki. Oczko wygląda lepiej niż na zdjęciach - jak zejdzie 3 powieka to powinno być ok. Gorzej ze stanem ogólnym - zagłodzone toto, chudziutkie, futro posklejane. I mega biegunka - ofajdał mnie na dzień dobry (więc się lubimy) Mruczydełko z niego niemożliwe. Zawiozłam go do lecznicy na Sikorskiego, pani doktor go nieco wyprała (ja natomiast siebie nieco również) Jeśli przeżyje szybciutko znajdzie dom - jest maleńki i kochany.
To kić:

;

;

;
A to kumple z przedszkola (jakby ktoś ze znajomych potrzebował pieska to te psiutki są boskie

)



Nie szukajcie mu innego DT, mam nadzieję, że któraś z dziewczyn od nas się ulituje jakby się musiał wyprowadzić

Ale potrzeba dużo ciepłych myśli - bo niby je, mruczy, włazi na kolana. Niby jest ok. Ale jak patrzyłam na tą kupkę nieszczęścia to od razu przyszło skojarzenie z moją Szczoteczką, która na początku wyglądała tak:

Ten wygląda lepiej, ale powiedziałabym niestety, że rokowania są ostrożne...