Jak pisałąm rano, pojechałam do lecznicy z postanowieniem , że cos trzeba zrobić. W planach byłA SONDA. Z myslą o znieczulaniu zrobiłam biochemię( zła kolejność

, ale po 12 dniach inteligencja ma prawo szwankować). Biochemia dobra. Temperatura 34,5-przeciez mówiłam, że jest zimny

. Serce bije za wolno. Mięsnie gniją. Próba dodzwonienia się do pani Małgosi-zajęte . Co mozna zrobić dla tego kota? Nic, nie przeżyje narkozy, choć ciągle walczy

. Podjęłam samodzielnie dwie dezyzję-o eutanazji i o sekcji

.
Byłam przy sekcji-płuca praktycznie nie pracowały, miały ropne nacieki, fragment płuc gnił. Serce nacieknięte ropniami. Stan narządow wskazuje na bakterie beztlenowe-mam wszystko zdezynfekować. Dla tego kota nie było ratunku-udusiłby się. Niepotrzebnie skazałam go na tyle cierpienia. Przywiozłam go i poszłam do pani Małgosi. Przez trzy godziny przekonywałam ją, że on juz n ie cierpi i nie ma potrzeby rozpamiętywać tego, co było. Ale też mi ciężko.
pozostał dług, ale tym się zajme jutro, dzis nie mam siły.
Nigdy nie będę wiedziała, czy gdybym zgodziła się na amputację , kot miałby większe szanse. Te nacieki mogły juz wtedy być. Albo i nie. Mocny antybiotyk tylko przedłuży agonię.