Moher też czasem obejmie mocno rękę przednimi łapami, i lekko podkopuje tylnymi, ale samymi poduszeczkami, pazurków nie wyciąga. Zresztą robi to głównie z zadowolenia przy pieszczotach, a rękę przytrzymuje, żeby się o nią mocno ocierać pyszczkiem

. Pazury ma jak potężne sierpy - długie, mocne, gdyby ich użył, toby rękę do kości chyba przeorał

. Ząbki też są niczego sobie

. Mam wrażenie, że w proporcjach do pozostałych kotów ma broń znacznie większą niż wynikałoby to z całych kocich proporcji. Na szczęście jest opanowany i w stosunku do ludzi, i do kotów. Sybirek podobnie.
Najbardziej zadziorny jest słodki, milutki, różowiutki Trykocik

. Do ludzi nie - ma wyczucie i tylko leciutko ząbkami chwyci np. pieszczotliwie za nos. Ale czasem w zabawie z Sybim zaczyna się za bardzo nakręcać i go przygryzie. Nawet jak Sybirek ma dość, fuknie i odchodzi, to Trykocin próbuje jeszcze "atakować". To nie agresja, tylko chyba brak wyczucia, bo ewidentnie się bawi i zachęca. Już teraz coraz rzadziej to robi, poza tym wystarczy tylko na niego popatrzyć i powiedzieć stanowczo "Tryyyyykot!". Odpuszcza i usiłuje wyglądać na zawstydzonego. A Sybirek cwaniak nauczył się, że wtedy trzeba lecieć i siąść przy mnie albo przy... Moherze. Moher tylko podnosi głowę i patrzy odpowiednio - Trykot idzie jak zmyty. I po co Moher miałby być agresywny?

Zastanawiałam się, z czego takie zachowanie u Rudzinka wynika. Czy to charakter, czy to, że jednak był ileś miesięcy bez innych kotów i nie "ćwiczył wyczucia"

. Moher i Sybirek byli jednak prawie cały czas ze sobą, poza tym wychowywał ich Frycuś, który wszelkie agresywne zachowania w zabawie od razu kończył przypłaszczeniem ich do podłogi i było po sprawie.