Sobota godz.4.10-8.00 - zlapany bury kocur, wściekle dziki i "aromatyczny", jeszcze dziś w samochodzie unosi się "męski" zapaszek
Sobota 16.30-19.45 - złapane przeziębienie, które uniemożliwiło poranne łowy w niedzielę
Niedziela 13.10-15.30 (dopiero, jak trochę otrzasnęłam sie z lekkiej gorączki) - koty łaziły, ale obok klatek.
Posterylkowa kotka z pizzeri u karmicielki najpierw nie jadła i nie sikała, teraz je ale nie robi kupy. Dziś wizyta w lecznicy - tak naprawdę nie wiem, jak jest z tą kotką, wtedy, kiedy wg karmicielki nie jadła i sikala, w kuwecie znalazłam jednak suśki, za to kotka miala zapchany nos, a karmicielka uznała, że to cieżki oddech od serca... Trudna jest ta pani.
Stan na teraz zabranych jest stamtąd 5 kociąt (3 Miodalik, 2 Marija), wykastrowane trzy kocury (jednego złapała Bumbecki, dwa - ja), wysterylizowane 2 kotki złapane przez karmicielkę.
Dobrze byłoby złapać czwartego, czarnego kociaka od kompletu Miodalik i trzeciego spod pizzeri dla Mariji. Oprocz nich zostaly co najmnej trzy kotki - w tym dwie w ciąży, wczoraj z chaotycznych informacji karmcielki wyłonił się jeszcze młody burasek - ta pani tak naprawdę nie wie, ile kotów w którym miejscu karmi.
I nieznane mi stadko w kamienicy karmicielki.
Kotek w ciąży karmicielka lapać nie chce - wykrzyczała, że grafitowa kotka była 5x w klatce, a ona ją wypuszczala. Ja sama do weekendu nie dam rady tam poczatować, a wobec braku współpracy ze strony karmicielki opadają mi ręce i chęć działania.
Koty na podwórku, na którym czatowalam, mają piękne gile - zostawiłam pani karmicielce receptę i pieniądze na unidox i informacją, jak ma podawać. Nie wiem, czy to zrobi.