Cindy, ona siedzi w schronie minimum 2 lata.... albo i dłużej. Od siedniu miesięcy jest na miau. Pewnie da się oswoić na tyle, by Jej Człowiek mógł ją wziąć na ręce, podać leki w razie potrzeby, przytrzymać u weta. Tylko to wymaga czasu, cierpliwości i pracy. A nie każdy domek jest w stanie sobie poradzić z takim obciążeniem (bo tym jej dzikość faktycznie jest).
Ktoś kiedyś popełnił wielki błąd umieszczając Kredkę w schronisku. To kot, który powinien być wysterylizowany i odwieziony na swój teren łowiecki... A trafił do schronu... Oczywiście sterylki nie zrobiono, bo po co... No i siedzi tam, bez szans na adopcję...
W schroniskowych warunkach... Szpitalik stanowi raczej źródło wszelkich chorób i zakażeń, aniżeli miejsce izolacji w celu uniknięcia komplikacji pozabiegowych... Brak jest nadzoru nad zwierzętami w godzinach od 16 do 8 rano, czyli poza godzinami pracy schroniska. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o naszym kochanym schronie, zapraszam na ten wątek http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=106851, a w szczególności odsyłam do zalinkowanego tam wątku z ostródzkiego forum miejskiego...
Na domek wychodzący nie chce się zgodzić reszta dziewczyn z Fundacji... Niby mógłby być wychodzący, ale... daleko od wszelkich dróg i innych niebezpieczeństw. Czyli w grę wchodziłoby tylko i wyłącznie przysłowiowe "zadzidzie", gdzie wrony zawracają... W dodatku naocznie sprawdzone przez wizytującego, dobrze traktujące zwierzęta, leczące je u weta z chorób wszelakich i mające pozytywny stosunek do sterylki, którą u Kredki zrobić trzeba. Trudno znaleźć taki domek wychodzący Ja w ogóle kiepsko widzę adopcję Kredeczki... Za dzika jest, niestety.
Zgadza się, tylko wymaga to cierpliwości, czasu, wyrozumiałości, nie zrażania się początkowym brakiem sukcesów, czyli bezgranicznej miłości do kotów...
Kurczę, jak to piszę, wychodzi mi, że domek powinien być forumowy A tu wszyscy po uszy zakoceni...