stacja o ile dobrze pamiętam nazywa się... hi hi ... "Gepard"
Mała stacja, dokładnie to nie benzynowa ale gazowa. Obok ruchliwa ulica, parę metrów od stacji tory tramwajowe i przystanek. Zalałem gaz, wyjeżdżam ze stacji i widzę ... na przystanku siedzi sobie ON:

zahamowałem, wychodzę z auta, kiciam i deja vu ... kocio biegnie do mnie z krzykiem, dopada nóg, łasi się i pcha na ręce. Na rękach wsiadł ze mną do auta, rzucił się na jedzenie, ja w miedzyczasie wyciągnąłem z kufra transporter (co mnie podkusiło żeby wczoraj po łapance nie zostawiać całego sprzętu w lecznicy

) Bardzo po drodze płakał i narzekał na pozbawienie wolności, ale koniec końców czeka teraz na pozbawienie jajeczek w lecznicy. No a potem na domek, bo nie odwiozę go z powrotem na przystanek tramwajowy. Ma nie więcej niż rok i jest bardzo poręczny. Przyjmuję zapisy chętnych na kocurka
