A było tak:
W piątek wpadła do nas ciocia i pomyślała, że może pstryknie kotom parę fotek.
I kto przywitał nas w drzwiach?
1. Miki - zdziwiona trochę i ciekawa któż to taki przyszedł i co przyniósł,
2. Karmel i Laki - obaj z czerwonymi oczkami wielkości przecinka, jakby przed chwilą wyszli na pełne słońce po miesiącu życia w katakumbach
Obaj prezentowali zbolałe i nieszczęśliwe miny i kompletnie się nie nadawali do pozowania
Miki za to pozwoliła łaskawie się sfocić, od czasu do czasu pokazując swoje fochy i dąsy...
Tak więc ciocia Sis - nie mogąc znaleźć wdzięcznych modeli wśród żywych - zajęła się fotografowaniem martwej natury...
Długo to nie trwało, bo zadzwoniła inna ciocia i załatwiła nam wycieczkę do Brzezin...
A co na to moje koty?
W sobotę o godzinie 6:20 obudziły mnie trzy futra, wrzeszczące w niebogłosy, drapiące w łóżko i wpatrujące się we mnie 3-ema parami wielkich jak spodki ślepiów
I jak tu ich nie zabić????
