Byłam u zębologa. Robota swoją drogą - wpadam z rana, potem jak sobie przerwę zrobię w ciągu dnia i wieczorkiem (taki grafik sobie narzuciłam i zaraz widać że robota leci szybciej), ale tym razem to dentysta. Cholera, pozbyłam się tej "piątki". Cholera, antybiotyk nie poradził sobie do końca - obrzęk zlazł był, ale stan zapalny miał się bardzo dobrze. Efekt? Popłakałam się. Q...! Jak dziecko! Nie chciałam, same leciały! 25 minut Brachta wytrzymałam bez słowa a dziś... Jestem zła na siebie. Dobrze że mi na miejscu lekarka Ketonal dała, trochę zmuliło, ale i tak ledwie dotarłam do domu. Bus zjeżdża do centrum potem półtora km z buta i to był trochę problem bo miałam ochotę zrobić numer jak AYO w sklepie, tylko na ulicy to jakoś nie uchodziło. To tytułem wyjaśnienia.
Tillibulku, koty to ja mam zajerzyste i posiadam pełną tego świadomość.

Rozpuszczone jak dziadowskie torby, ale jak padłam dziś mordą w poduszkę, tak zaraz Kłaczek przybiegł zobaczyć co się dzieje, pomiziać się, pobarankować, pomruczeć... Co nie zmienia faktu że Miyuki w ramach protestu wobec nachalnego dziś wyczesywania splątanego jej ogona odstawiła mi rano takiego syka że się zastanowiłam przez chwilę. Mam koty... takie... ekstremalnie emocjonalne.
