Tempo zwiewania Czarnej z Krawatem pod wannę, kiedy ktoś wchodzi do łazienki, zmniejsza się.
Wydaje mi się, że to sukces... Ale wyginanie ciała między wanną a kiblem w celu pogłaskania kotecka jest nadal konieczne. Trzymam niecierpliwość na wodzy i spędzam czas w łazience, czytając Isabel Allende po hiszpańsku. Ile to się można nauczyć przy okazji tymczasa

Pazurrry ma olbrzymie, ale boi się cążek, udało mi się obciąć tylko dwa. Resztę wbija mi w nogi przy ugniataniu, jak uda mi się ją złapać i posadzić na kolanach.
Nie umiem rozszyfrować jej psychiki. Z jednej strony niemal nie sposób jej dotknąć, bo chowa się w najdalsze zakamarki, a z drugiej jak już się jej dosięgnie, to nie ma żadnego problemu, żeby ją skłonić do mruczenia i ugniatania. Po głaskaniu relaksuje się, idzie do misek, myje się... i wystarczy drobny hałas, żeby zwiała pod wannę i całą zabawę trzeba zaczynać od początku.