Czegoś takiego w zyciu nie przezylam i nie widzialam i nie sądziłam, że mnie i mojej kotce cos sie takiego przytrafi. Jestem w szoku, wróciliśmy z majowego weekendu, kicia była ledwo przytomna, osowiała i wątła. Myśleliśmy, że tęskniła, chociaż to dziwne, bo tylko parę godzin była sama, przez weekend opiekowała się nią moja mama. Wróciliśmy w poniedziałek ok. 23 wieczorem, o północy już bylismy u lekarza w klinice, ktory rozpoznal zapalenie krtani i gardła i dal Zuzie antybiotyk i lek przeciwzapalny i przeciwbólowy. Kazał stawić się w czwartek, nawet nie zmierzył jej temperatury... Jakoś przeżyliśmy noc. Koło poludnia Zuza sie ożywiła i nawet zjadła trochę, myśleliśmy, że już bedzie lepiej, ale niestety było coraz gorzej. Oddychała szybko i płytko. Uparłam się, zeby jeszcze raz pojechac do kliniki. Pojechaliśmy, byl inny lekarz. Zlecił prześwietlenie klatki piersiowej (nic nie wykryło), ale zaniepokoiło go to, ze Zuza ma blade podniebienie i jezyczek. Juz wtedy powiedzial, ze moze to byc anemia. Pobral krew. Ok. 19 zadzwonilismy po wyniki, okazalo sie, ze to ciezka anemia, miala bardzo malo czerwonych krwinek i plytek krwi, kazano nam natychmiast przyjechac, bo będzie robiona transfuzja krwi. Czekalismy chyba z godzinę na krew. W miedzyczasie dwa razy ustala praca serca i oddychanie

przepraszam za ten caly list, musialam sie wygadac...
pozdrawiam i zycze zdrowia Waszym kotkom
a.