Spieszę donieść o dwóch obserwacjach dotyczących trzymania stada silną łapą przez naszego wybiedzonego, chorego, chudego i wygryzionego Bruca.
1. Wczoraj podczas posiłku Wodza, Misio osaczył Hruptaka na samym środku przedpokoju. Mała zdążyła wrzasnąć i zaczęła się kotłowanina. Brucek porzucił jedzenie w kuchni i z wielkim rozpędem wpadł na kotłujące się koty. Misiek z Hruptakiem rozpierzchli się w jednej sekundzie. Brucek pobiegł za Małą obserwując ją uważnie. Na wszelki wypadek przystąpiłem do uspokajającego głaskania uczestników zajścia

2. Również wczoraj, jakiś czas po pierwszym zajściu. Hrupka rozbawiona próbowała sprowokować Wodza do bijatyki. Podbiegała do niego z nastroszonym futrem. Brucek próbował odejść na bok, dając znać, że nie chce się bić. Mała nie odpuszczała zachodząc mu drogę i w końcu rzuciła się na Wodza. Oczywiście scenariusz każdej potyczki nie odbiegał od standardu: pierwsze zwarcie wygrywała Hrupka, po czym natychmiast odbierała nieubłagany rower w czoło. Pomimo to atakowała nadal. I tu się Brucek wnerwił... Spuścił lanie Hruptakowi, który szybko (choć zbyt późno) zrozumiał swój błąd. Hrupka uciekała nawet w róg kanapy obok mnie, lecz Wódz, nic nie robiący sobie z mojej bliskości, dopadał ją ze swoją karzącą łapą. Nie pomogła jej paniczna ucieczka do sypialni. Bruc był tak jakby wszędzie i wciąż ją karcił. Dopiero po uznaniu, że jej wystarczy, zostawił ją w sam na sam z jej porażką.
Myślicie, że Hrupciuś bardzo żałował? Otóż nie. W ciągu godziny urządziła pościg i ucieczkę przed wyimaginowanym wrogiem

Chyba się trochę nudziła

Brucek jest ostatnio tak kochającym kotem, że aż oboje zwróciliśmy na to uwagę. Jeszcze bardziej się przytula. Może z zimna
