Mieliśmy bardzo obiecujący telefon z Czeszowa. Pewna pani poinformowała nas entuzjastycznie, że "kotki są u jakiejś babci, która mieszka koło kościoła w Złotowie". Nic więcej nie mogła nam powiedzieć, ponieważ "dosłownie przed chwilą dowiedziała się o tym od córki"
Bardzo serdecznie podziękowałam za odzew i zainteresowanie i wspomniałam o nagrodzie jeśli okaże się, że to rzeczywiście nasze kotki. Pani odpowiedziała, że jako miłośniczka zwierząt "nie weźmie od nas ani złotówki w razie czego
Pojechaliśmy wczesnym popołudniem do Złotowa. I znów kolędowaliśmy od drzwi do drzwi...Obeszliśmy kilkanaście domów w promieniu ok.200 m wokół kościoła, pytając o "starszą panią i kotki", nawołując Saskię i Kru....Niektóre domy odwiedzaliśmy już po raz kolejny. Spotkaliśmy nawet kilka starowinek-całkiem sympatycznych, które opowiadały nam o swoich kotach lub proponowały wzięcie nowych ( "kotów ci u nas dostatek").... Jednak naszych nie widziały

-chociaż, a i owszem słyszały od księdza i ulotki widziały. Zatelefonowaliśmy do pani z Czeszowa.....Okazało się, że jej córka poprosiła znajomego energoterapeutę o pomoc :rol
No cóż, wszyscy byli pełni dobrej woli i zaangażowania. Jednak znów nie wyszło
Pozdrawiamy z mniej już mroźnego Wrocławia
J&M
