Jeszcze w liceum, miała okazję pomagać w hotelu dla kotów w Anglii.
Byłam zaproszona przez pewną właścicielkę takiego cattery w Kornwalii, żeby poduczyć się języka, a przy okazji, w zamian za to, pomóc jej z jej domowym zwierzyńcem i kotami w hotelu.
Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia jak to wygląda w Polsce, ale tam byłam pod wrażeniem wysokiej klasy tegoż miejsca.
Wszystkie boxy były duże, każdy kot miał zarówno miejsce w środku, gdzie było ciepło i miło, jak i własny wybieg, krzesełko, półeczkę do siedzenia, zabawki itp.
Między boxami były odstępy, na tyle duże, że łatwo było poszczególne boxy czyścić, nie przeszkadzając kotom obok. Wszystko czyste, ładne - zresztą jednym z moich obowiązków było codzienne sprzątanie u każdego kota.
Niesamowite dla mnie było, kiedy ktoś przywoził kota i opowiadał, że np. kot jest strasznie spokojny, śpi przez cały czas itp, po czym okazywało się, że jest staje się prawdziwą rozbrykaną bestią, i vice versa. Wiele też kotów nie zamierzało wcale wracać do domu, bo czuły się tam fantastycznie.
Nie dam rady opowiedzieć o wszystkich kotach teraz, ale może zacznę o jakichkolwiek.
Były 2 koty, już imion dokładnie nie pamiętam. Ale właściciele twierdzili, że kotka jest niesamowicie spokojna, a za to kocur ją wiecznie tłucze i z tej okazji, były w 2 odrębnych boxach. Jak już wspomniałam, często okazywało się odwrotnie - może to tylko w hotelu. Kotka była wyjątkowo humorzasta. Podczas porannego sprzątania, potrafiła niz tego ni z owego, się zdenerwować, walnąć gdzieś łapą, po czym pójść z powrotem kończyć swoje śniadanie. Z kolei kocur był niesamowitym pieszczochem, który każdą możliwą okazję wykorzystywał do przyklejenia się do kogoś z nas, kto akurat przyszedł posprzątać, dać jedzonko, albo sprawdzić jak się czuje.
c.d.n.





