Monika - jeszcze raz dziękuję za bazarek - bardzo dziękuję
15piętro - znam tą karmę. na razie wet nie zalecała jej, ale jutro mamuś będzie pytać o to, czym i jak karmić. Na początek skupiłyśmy się na tym, żeby ustalić z czym my w ogóle walczymy, poza tym, do wczoraj mała jadła. Dziś ma jakiś kryzys

O 22.00 dzwoniłam do mamy. Nie było kupalka (teoretycznie do tego czasu po parafinie coś powinno się pojawić...) tak więc nadal nie jest wesoło

genowefa - już ci pisałam na pw że dobrze zrobiłaś

Ja się o Burasię boję bardziej i bardziej to przeżywam, bo Pan Malutki tak nagle odszedł. Wcześniej nie wiedziałam, że kot może nie doczekać rana... mimo że wet twierdzi iż nie ma zagrożenia dla życia

Przy Burasi wszystkie moje lęki, całe przerażenie pozostałe po Panu Malutkim wróciło do mnie. Myślałam, że jak w USG nic nie wyjdzie to odetchnę... ale nie ma szans. Dopóki Mała nie stanie na 4 łapkach, dopóki nie będzie wyraźnego sygnału, że jest dobrze - będę umierać ze strachu. Nie wiem co jej jest. To powinien być zwykły kk. Antybiotyk powinien już dawno zadziałać. A my wciąż stoimy w miejscu a przez to kicia słabnie

Nie sądzę by wet wydając ją z Koterii wiedziała sama że to może się przerodzić w taką walkę. Ja sama po jej przybyciu do nas ucieszyłam się, że taki "prosty" katar nam się trafił i że tylko zastrzyki nas czekają przez 4 dni... Nikt chyba nie przypuszczał, że maleńka jest tak słaba i że to wszystko tak się pogmatwa dla niej
Burasia poszła spać na kudłaty kocyk na fotelu. Może to niewiele, ale trzeba się póki co cieszyć choćby z tego, że się nie schowała tak jak wcześniej pod szafeczkę.
Kocurra z kolei... z nią to będzie wesoło

Panna jest jednym wielkim kłębkiem nerwów. Zobaczymy jak sobie poukłada wszystko w główce dzisiejszej nocy. Póki co górę bierze strach i stres. Schowała się pod krzesełko. Przy próbie głaskania - skopała rękę i ugryzła (żeby nie było za różowo...

) Myślę, że jej potrzeba będzie dużo czasu na zrozumienie, że nikt jej nie chce skrzywdzić. Na razie to mina przeciwpiechotna
Na razie kroczek po kroczku.
Najpierw zdrówko Burasi. Potem pogadanki uspołeczniające z kocurrrą. Mały gnojek w przyszłym tygodniu ruszy z ogłoszeniami, bo jest zsocjalizowany, bezstresowy no i poza Pysiem obecnie najbardziej gotowy do przeprowadzki. Dziś gapił się na ptaki na balkonie. Patrząc na jego reakcję, słoń by musiał przylecieć na nasz balkon, żeby Małego wzruszyć. Zdecydowanie fajniejsze są myszki i piłeczki... domowy kotecek znaczy się
Pysio, poza tym, że od czasu dołączenia Małego do stada nie wysypia się - w związku z czym sypia już na siedząco - najmniej sobie robi z tych zmian.
Lilu dziś postanowiła podejść bliżej i popatrzeć na Małego zza firanki.
Cykorka olewa go dopóki on się nie zacznie w nią wpatrywać. Wtedy prychnie ostrzegawczo a mały natychmiast udaje, że śpi.
Buranio dziś miał ciężki dzień. Przesiedział większość czasu za kanapą. Jak już się wygramolił i poszedł na szafę - dostał zestaw mizianek. Troszkę się rozluźnił, ale widać, że nowy w stadzie troszkę go zniechęcił do stada jako takiego. Nadrobimy to wszystko w tym tygodniu. Oby tylko Burasia zaczęła wracać do zdrowia.