jerzykowka pisze:Aniu, u mnie sytuacja była dokładnie taka jak u Mokki - suchy Hill's k/d bardzo smakował, żadna inna karma "nerkowa" nie.
Asiu, ja też bym wolała, żeby Kicia jadła suche. Chociażby z powodów finansowych. Kupowanie mokrej karmy jest nieporównywalnie droższe, a w dodatku większość tego jedzenia idzie albo do kosza, albo w przepastne żołądki pozostałych pisiokotow. Kicia po prostu nie lubi suchego, dla niej to nie jedzenie. Nie i już. Nawet jak była zdrowa to skubnęła jedynie od czasu do czasu w drodze wyjątku kilka ziarenek.Ona zawsze jadła tylko mokre albo mięsko, podobnie jak i Kimisia zresztą. A kupujemy różne karmy - do RC przez Acanę, Orijena po Sanabelle Bosch, więc to nie chodzi o to, że jakaś karma jej nie podchodzi. Jej nie podchodzi suche jako takie.
Jak wyszła choroba to próbowałam z suchym Renalem RC - nie zjadła ani ziarenka. Renalem Special RC zainteresowała się przez jakieś dwa tygodnie - jadła po 3 - 5 ziarenek. Potem demonstracyjnie odwracała głowę na ich widok i tak jest do dziś. Mogę spróbować suchego nerkowego Hillsa, ale szczerze powątpiewam czy da się ją namówić.
(Mokkuniu, dasz mi garstkę na próbę ?)jerzykowka pisze:Najważniejsze by Kicia w ogóle jadła, nawet jeśli to nie jest to najbardziej wskazane jedzonko.
Mam nadzieję, że po kroplówkach nastąpi duuuuuża poprawa.
Tradycyjnie od jakiegoś czasu stawiam jej w porze posiłku dwie miski - najpierw podsuwam tą z nerkowym, a potem, gdy widzę, że nie chce - z "normalnym".
Od razu skóra mi wtedy cierpnie, bo oczyma wyobraźni widzę jak wyniki pikują w dół, jak się pogarsza itp. Ale gdy widzę, ze malutko, bo malutko, ale coś tam ciamka, to myślę - "a w dupie, niech chociaż głodna nie chodzi".
Z kolei kroplówki to masakra, nawet nie chce mi się pisać jak to wyglądało.
W lecznicy podanie kroplówki poszło dobrze - Kicia z przerażenie rozpłaszczyła się na dnie transportera, sparaliżowana strachem nawet nie drgnęła. W domu to jednak inaczej wygląda

.
Dzisiaj czeka ją kolejna

, już mi niedobrze jak o tym myślę.
Jestem w stanie przyjąć kroplówkowanie jako rozwiązanie doraźne dla Kici, natomiast stosowanie ich jako stałego elementu terapii - odpada.
Głowa mi puchnie od zastanawiania się jak jej pomóc, jak sobie z tym radzić, na co się decydować. Dłuższe życie kosztem jego gorszej jakości czy krótsze, ale we względnym komforcie i spokoju. I opcje pośrednie - z jednym pomęczyć, z innym odpuścić ...