
Kot został w najgorsze mrozy zabrany przez jedną z karmicielek do piwnicy, wraz z 2 innymi kotami, to było wieczorem 24 stycznia.
I ślad po Basałyczku zaginął...
Nie ma go w piwnicy; szukano, czy gdzieś nie utknął, nie wpadł, nie miauczy. Nie ma go. Trutek na szczury tam nie ma - dawno polikwidowane, jak tylko dozorca przekonał się do kotów.
Nie przychodzi na wołanie, nie przychodzi na karmienie...
Nie widzieliśmy nawet ew. ciałka np. rozjechanego przez auto...
Basałyk był wykastrowany, zdrowy, kilkuletni, uwielbiał jeść. Jego największą przyjemnością życia było jedzenie, więc tym bardziej dziwi, że nie przychodzi na karmienie.

Rozwiesiłyśmy ogłoszenia, dziś rozwiesimy kolejną partię.
Jeśli ktoś widział Basałyka, może w innym stadzie - gdzieś dalej,
może trafił do jakiejś lecznicy (połamany?)
może trafił do schroniska, bo ktoś go złapał
- proszę o informację.
To jeden z ulubieńców Mamy, ocierał się, gadał. Taka podwórkowa przylepa. I lubił inne koty, nie był agresywny.

Do tej pory przebywał z kotami z ulicy Kasprowicza, w okolicach ulicy Barcickiej oraz Al. Zjednoczenia (niedaleko stacji Metro Bielany)




