Szanowni Państwo,
14 stycznia na łamach Państwa gazety ukazała się notatka o pewnej młodej kotce i jej dość kontrowersyjnych losach w Radomszczańskim schronisku.
Należą się Państwu podziękowania za okazanie zainteresowania tą sprawą. Jednocześnie sądzę, że byłoby z wielkim pożytkiem dla zwierzaków gdyby taka publikacja miała ciąg dalszy i gdybyście przybliżyli Państwo czytelnikom zakres działania RTOZ.
W związku z tym pozwolę sobie przedstawić Państwu zarówno Radomszczańskie Towarzystwo Opieki na Zwierzętami, jak i ich dość w chwili obecnej nieciekawą sytuację.
Radomszczańskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami zostało powołane w 2002 roku, aby nieść pomoc zwierzętom. Przede wszystkim tym poszkodowanym przez los i okrutnie, a czasami wręcz bestialsko przez ludzi.
Nie jest to łatwa misja, wymaga bardzo wielu wyrzeczeń, mnóstwa pracy, sporych nakładów finansowych. Pomimo trudności, jakie z zasady dotykają takie organizacje, RTOZ działa z dobrym skutkiem na terenie miasta i okolic. Po cichu, bez rozgłosu, pomagając naszym braciom mniejszym. Wspomagają też w ramach swych skromnych możliwości osoby opiekujące się dużą ilością zwierząt (karma, leczenie).
Tak byłoby nadal, gdyby nie fakt, że wkrótce koci podopieczni Towarzystwa będą musieli opuścić dotychczas zajmowany lokal.
We wrześniu 2008 roku bezpłatnie oddano do użytku Towarzystwa niewielkie lokum - 2 małe pokoiki z piecem na węgiel. Mimo dość opłakanego stanu, sprawdzało się jako dach nad głową dla zwierząt, głownie kotów, które tam trafiały i wciąż trafiają w różnym stanie. Węgiel i prąd opłacane były i są z prywatnych pieniędzy członków Towarzystwa.
Niestety z końcem zimy zwierzaki będą musiały lokal ten opuścić. Jedyną alternatywą pozostanie albo schronisko albo powrót do miejsca, z którego przyszły czyli na ulicę. Zarówno jedno jak i drugie wyjście oznacza dla nich śmierć, nierzadko z rąk tych samych ludzi przed którymi Towarzystwo starało się je uchronić.
RTOZ z uwagi na swój status wielokrotnie ubiegało się w Urzędzie Miasta Radomsko o pomoc w znalezieniu lokalu dla swej szczytnej misji. Jednak oprócz propozycji odpłatnego wynajmu, na który Towarzystwa niestety nie stać, nie było konstruktywnej pomocy.
Zwracam się z prośbą, by Państwo przyjrzeli się działalności Towarzystwa i miarę swych możliwości nagłośnili sprawę.
Spora grupka kotów, zdrowych, wesołych, garnących się do ludzi, choć często przez nich okrutnie potraktowana, szuka nowych, odpowiedzialnych domów. Zakrojona na możliwie najszerszą skalę akcja adopcyjna wymaga pomocy z zewnątrz. Poświęcenie swojego życia naszym braciom mniejszym
(bo to nie tylko koty, również psy, ptaki) głównie przez panią Andżelikę Chodorek, nie pozwala jej na działalność propagacyjną czy edukacyjną (pogadanki w szkołach, kolportaż plakatów, informacji o
możliwości przekazania 1% podatku itp.). Paradoksalnie brak czasu i pomocnych rąk uniemożliwia tej organizacji zadbanie o siebie samą i swoją przyszłość. Tym samym ogranicza prawdopodobieństwo znalezienia pomocy z zewnątrz czy podreperowania budżetu Towarzystwa.
W Radomsku Towarzystwu pomaga z dobrej woli grupka osób (cytuję za stroną:
http://www.rtonz.radomsko.biz.pl/index.php)
* Dyrektor Carrefour w Radomsku p. Cecylia Kasprzyk - zbiórka karmy
* Ośrodek Szkolno-Wychowawczy - p. mgr. Katarzyna Ciach – cykliczne zbiórki pieniężne
* Prezes oraz sędziowie Sądu Rejonowego w Radomsku - orzekanie nawiązek
* p.mgr Agata Pawłowska z Technikum Mechaniczno-Budowlanego - zbiórka karmy
* Gabinet weterynaryjny dr. Tomasza Olczyka - Radomsko ul. Łokietka - pomoc w leczeniu i sterylizacji bezdomnych zwierząt niezależnie od posiadanych przez Towarzystwo środków finansowych.
Pomagają też bezinteresownie i anonimowo osoby z całej Polski, wystarczy zapoznać się wątkami na popularnym forum miau.pl
Pozwolę sobie przytoczyć kilka linków:
aktualny, zbiorczy o Kociej Arce Noego z Radomska
viewtopic.php?f=13&t=105215wcześniejszy zarchiwizowany:
viewtopic.php?f=13&t=95182Trochę historii o tym do czego zdolni są ludzie zarówno w swym okrucieństwie jak i pomocy:
viewtopic.php?f=13&t=101462viewtopic.php?f=13&t=99071viewtopic.php?f=13&t=99035viewtopic.php?f=13&t=105254Wracając do sprawy publikacji. Z tego co mi wiadomo, oprócz typowej metody „spychologii” winnych, nic się nie wydarzyło. Kotka przez panią Andżelikę przewieziona została do szpitala weterynaryjnego w Łodzi. Zdecydowano tam i wykonano amputację tylnej łapki. Po pierwotnej poprawie stanu kotki nastąpiło gwałtowne załamanie spowodowane zaawansowaniem martwicy tkanek. Było to bezpośrednim skutkiem braku leczenia wtedy gdy był na to czas, a więc w okresie kiedy kotka przebywała w schronisku. Po kolejnych kilku dniach przebywania w klinice, w obliczu ropienia okolic rany przeprowadzono kolejną operację. Niestety obszar zmian martwiczych był tak rozległy, że szanse na przeżycie malały z każdą godziną. Mimo wysiłku weterynarzy i solidarności wielu osób kotka zmarła w nocy z piątku na sobotę 30 stycznia.
Tak więc niefrasobliwość pracowników schroniska doprowadziła do śmierci zwierzęcia, które mogłoby być sprawne i mieć szansę na normalny żywot i adopcję. Oczywiście ani ze strony schroniska, ani ze strony miasta nie padła propozycja partycypowania w kosztach leczenia, które na chwilę obecną wynoszą około 1200zł i zostały pokryte w całości z datków osób śledzących losy kotki.
Nie tylko samo schronisko ale też jego organy nadrzędne nie zainteresowały się dalszym rozwojem sprawy i ewidentnie zadowoliły się niespójnymi wyjaśnieniami pracowników schroniska przedstawionymi w opublikowanym przez Państwa artykule.
Więcej szczegółów dowiedzą się Państwo z wątku na forum miau.pl
viewtopic.php?f=13&t=105605mPozostaje mi mieć nadzieję, że nie pozostawią Państwo bez echa zarówno losów kotki Milki jak i sytuacji RTOZ, które jak widać mimo wielkich trudności spełnia swą misję i wciąż walczy o przetrwanie.
Z poważaniem
Maria Rożniakowska