Już mi lepiej, trochę jeszcze katar mnie męczy, ale jest już bez porównania
ze stanem na początku. Oddycham normalnie, wreszcie!
Jutro idę na uniwerek, egzaminuję jutro studentów.
Pół roku się męczyłam, niech teraz oni się pomęczą
Wczoraj mieliśmy gości - tata z moim bratem przyjechali i przywieźli obiad.
Kociaste spoko, rozpoznają ich jako swoich i nie ma strachu.
A Norka jak się przymilała do mojego brata
Kolejna, która leci na facetów
I oczywiście żebrała przy stole (łosoś był na obiad).
A jak jej dawałam, to wybrzydzała - "to za duży kawałek, to za ciepły, to nie taki...".
Aż to bestia. Przy miskach też już zaczęła wybrzydzać, na początku rzucała się na wszystko
i wylizywała miskę do czysta, teraz trochę poje ze swojej miski i leci patrzeć, czy inni nie mają
przypadkiem czegoś lepszego. Kolejna mi się rozpaskudziła

I zazdrośnica z niej na maksa!
Okropna po prostu! Nie da mi innego kota dotknąć!
Strasznie mi żal Mefisia, bo on się jej strasznie boi i nie chce do mnie do łożka przychodzić,
bo ona go zaraz goni. I cierpi, a ja z nim, bo myśmy się zawsze razem w łóżeczku miziali...
Teraz się miziamy w łazience

- Mefiś mi się ładuje na kolana przy każdej okazji
Czasem siedzę 20 minut na "klopie" z kotem na kolanach i się przytulamy
Norce sierść się poprawia, robią jej się takie ładne falki i loczki. Wreszcie zaczyna wyglądać jak przyzwoity devon.
Cieplej się robi, zabiorę ją więc do weta w tym tygodniu, bo już nie mogę patrzeć, jak się ta kocina męczy z tym kaszlem.