"DZIADEK"
SALWiem już...
Wiem już, jak mruczy Sal. Początkowo niedosłyszałam...
Weszłam tak naprawdę do Delli. Kucnęłam chcąc ją przywołać z kojca. Sal pojawił się z nie wiadomo skąd. Po prostu wdrapał mi się na te ugięte kolana. Zamarłam. Przyszłam zmęczona do drobniutkiej Delli

Sal. Wszedł naturalnie; pewnie. Zupełnie nie speszony. Zaczęłam go głaskać, drapkanie po główce, za uszkiem...
Najlepsze, że to wcale nie była długa chwila. Usłyszałam dźwięk. Co to było?? Sal uniósł łepek ((żebym wyraźniej usłyszała?? )). Tak. To było mruczenie. Lekkie z takim głębokim dodatkiem. Początkowo ciche, coraz bardziej wzrastało. Już nie musiał się do mnie odwracać. W boksie, wśród tej ciszy mruczał mi na kolanach starszy, wcale nie stateczny- bo wciąż skory do zabawy- piękny kocur.
SAL- moje odkrycie w boksie P2. Mój ugniatkający, na koniec, kolanka starszy Koci Pan...
