Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
mawin pisze:Kicia_ pisze:To trochę wygodnictwo, ale lepszy taki odpowiedzialny dom, który nie ma czasu biegać codziennie do lecznicy niż żaden. Podejrzewam też, że takie pretensje to owoc nie do końca przemyślanej decyzji o dokoceniu. Pewnie też lekarz dołożył swoje strasząc tych ludzi, czym to ich rezydent mógł się od Strzałki zarazić. Cóż... My wymagamy wiele od domków, domki mają prawo wymagać od nas
Kicia nie zgadzam się z tobą, uważam że pani ma uzasadnione pretensje i zachowała sie bardzo racjonalnie, od razu pobiegła z kotką do weterynarza i rozpoczęła leczenie, jednak to, że jej kotek mógł się zarazić to fakt a nie straszenie. Co innego jeśli pani byłaby uprzedzona, że kotek może być chory i powinna izolować rezydenta od Strzałki i od razu iść do weta a pani otrzymała infromację, że kotek jest zdrowy i był badany przez weta. Myślę, że decyzja o dokoceniu była w pełni świadoma i przemyślana, gdyby nie to Strzałka zostałaby natychmiast odwieziona do DT a nie zawieziona do weterynarza na leczenie.
Mruczeńka1981 pisze:Takie sytuacje i maile do też dla mnie nic nowego. Nie znam szczegółów adopcji Strzałki, ale zawsze przy adopcji ze schronu mówiłyśmy o konieczności wizyty u innego weta.
Kicia_ pisze:mawin pisze:Kicia_ pisze:To trochę wygodnictwo, ale lepszy taki odpowiedzialny dom, który nie ma czasu biegać codziennie do lecznicy niż żaden. Podejrzewam też, że takie pretensje to owoc nie do końca przemyślanej decyzji o dokoceniu. Pewnie też lekarz dołożył swoje strasząc tych ludzi, czym to ich rezydent mógł się od Strzałki zarazić. Cóż... My wymagamy wiele od domków, domki mają prawo wymagać od nas
Kicia nie zgadzam się z tobą, uważam że pani ma uzasadnione pretensje i zachowała sie bardzo racjonalnie, od razu pobiegła z kotką do weterynarza i rozpoczęła leczenie, jednak to, że jej kotek mógł się zarazić to fakt a nie straszenie. Co innego jeśli pani byłaby uprzedzona, że kotek może być chory i powinna izolować rezydenta od Strzałki i od razu iść do weta a pani otrzymała infromację, że kotek jest zdrowy i był badany przez weta. Myślę, że decyzja o dokoceniu była w pełni świadoma i przemyślana, gdyby nie to Strzałka zostałaby natychmiast odwieziona do DT a nie zawieziona do weterynarza na leczenie.
No, to, że ktoś bezpodstawnie wmówił kobiecie, że kot jest zdrowy, to mi nawet do głowy nie przyszło. Jeśli tak było, to faktycznie ma uzasadnione pretensje.
Gibutkowa pisze:Moi znajomi adoptowali kota ze schroniska (nie naszego). Kot dziś w nocy odszedł. Był u nich 10 dni. To był pierwszy kot. Weci nie muszą zniechęcać ludzi do adopcji ze schroniska - sami po takich "przygodach" się zniechęcają. Nie mówiąc już o tym jaki ślad to zostawia na psychice i w życiu człowieka.To jest też nasza i schroniska praca, żeby tych ludzi nie zniechęcać. Bo nie jest ich wielu - tych chętnych. A przypadki odejścia kotów lub ciężkich chorób są częste - zbyt częste. My rozumiemy że "tak bywa", że choroba nie wybiera i nawet w domu wychuchane koty chorują. Ale wytłumacz to komuś kto przez 10 dni przyzwyczaił się do kota i go pokochał, a przez ostatnie 4 widział po raz pierwszy jak ten kot umiera... Komuś, kto przez kilka nocy nie spał i prawie stracił pracę, bo opiekował się non stop kotem. Ilu takich sytuacji można by uniknąć gdyby "dmuchać na zimne"?
To był dom zdecydowany na dokocenie w niedługim czasie. Teraz w ogóle nie myślą o żadnych zwierzętach...
Mruczeńka1981 pisze:Ale nie zawsze jest tak strasznie- ja mam zdrowego,chociaż kulawego schroniskowca. Moja mama też )po kilku tygodniach przestawiania na normalną karmę i związanych z tym biegunek) ma zdrowego i zadowolonego wrocławskiego schroniskowca.
Gibutkowa pisze:Moi znajomi adoptowali kota ze schroniska (nie naszego). Kot dziś w nocy odszedł. Był u nich 10 dni. To był pierwszy kot. Weci nie muszą zniechęcać ludzi do adopcji ze schroniska - sami po takich "przygodach" się zniechęcają. Nie mówiąc już o tym jaki ślad to zostawia na psychice i w życiu człowieka.To jest też nasza i schroniska praca, żeby tych ludzi nie zniechęcać. Bo nie jest ich wielu - tych chętnych. A przypadki odejścia kotów lub ciężkich chorób są częste - zbyt częste. My rozumiemy że "tak bywa", że choroba nie wybiera i nawet w domu wychuchane koty chorują. Ale wytłumacz to komuś kto przez 10 dni przyzwyczaił się do kota i go pokochał, a przez ostatnie 4 widział po raz pierwszy jak ten kot umiera... Komuś, kto przez kilka nocy nie spał i prawie stracił pracę, bo opiekował się non stop kotem. Ilu takich sytuacji można by uniknąć gdyby "dmuchać na zimne"?
To był dom zdecydowany na dokocenie w niedługim czasie. Teraz w ogóle nie myślą o żadnych zwierzętach...
Użytkownicy przeglądający ten dział: Meteorolog1, włóczka, Wojtek i 58 gości