Kocida ma się całkiem dobrze, tylko uszka biedne. Zakraplam je i czyszczę raz w tygodniu profilaktycznie - kopalnia straszna

Biedna Kocida, bardzo tego nie lubi. Musi ją boleć, bo skarży się potem cichutko i pociera te biedne uszeczka.

Zresztą chyba wyczuwa za każdym razem, że jest sobotnie przedpołudnie, bo chowa się w najciemniejszy kątek i zawsze nieźle muszę się jej naszukać.
Poza tym jest bardzo szczęśliwym kotem. Uwielbia się bawić i robi to jak mały kociak, wszystkim naraz - biega, szaleje, wskakuje na meble, robi w biegu gwałtowne zwroty. Napatrzeć się nigdy nie mogę.

Jest cudna. Upodobała sobie nowy drapak i uwielbia i spać na nim, i bawić się. Nigdy, niestety, nie udało mi się złapać jej wyczynów aparatem, ale nie ustaję w staraniach.




To co oni wszyscy razem wzięci wyprawiają razy tysiąc, to jeszcze nic w porównaniu z tym, co robi Kocida na drapaku. Szaleje dziewczyna jak opętana.
Bardzo lubi ucinać sobie na drapaku drzemkę. Postawiłam im tam koszyk z podusią, bo się tłukli o hamak.
Poza tym Kocida stała się kotem uspołecznionym

Fotek Bodzia już nie robię, bo to nudne. Ile razy można pstrykać kota uwalonego na dowolnie wybranym boku i uśmiechniętego od ucha do ucha. Bodziek chyba już zapomniał, co to strach. Wywala brzuch do góry i pozwala się po nim głaskać. Czasem jakiś niepokój jednak wraca, bo łapie mnie zębami, ale tylko lekko i zaraz niuch, niuch - aaaa to ty - i znowu pełny luz i zadowolenie. Pazurki obcinają się już zupełnie bez cudów. Bodzio śpi ze mną w wyrku, przytulony i mruczący.

Sielanka jednak jest pozorna. Przekocenie bardzo nam doskwiera. Mieszkanie jest regularnie zalewane - Bodzio upodobał sobie obydwa stoły. Ten w kuchni pal licho, ale mój ukochany, drewniany stół z Ikei - zaimpregnowany moczem na maksa. Na płacz mi się zbiera, jak wracam wieczorem z pracy. Tłuką się okrutnie, ze tylko futro lata i leją gdzie popadnie.

A każdy taki kochany, taki cudny - na kupie męczą się okrutnie.