Ja jestem zagorzałą zwolenniczką wczesnej kastracji
U kotek - każda rujka zwiększa ryzyko zachorowania na raka sutka! Kastracja przed pierwszą rujką zmniejsza to ryzyko do minimum, jakby go prawie wcale nie było. Ponieważ straciłam najkochańszą Myszę właśnie przez guza sutka, jestem na to bardzo wyczulona i począwszy od Niespodzianki ciacham wszystkie dziewczynki zanim zaczną się rujać, staram się to robić kiedy mają 5-6 miesięcy. Żadna jeszcze się nie poskarżyła

Dziewczynki dochodzą do siebie błyskawicznie, zazwyczaj już kilka godzin po ciachnięciu nie pamiętają, ze coś sie działo. Ostatni przykład tutaj:
viewtopic.php?f=1&t=56750&start=1439Kocury oddaję do kastracji kiedy zaczynają kocurzyć, tzn. robią się agresywne w zabawie, jojczą, napadają na inne koty, miewają zapędy dominacyjne. No i jak jajeczka są spore

Jeszcze nigdy nie czekałam na smród w kuwecie! Nie doczekałabym, pamiętając zachowanie choćby Misia czy Rózika, kiedy testosteron zaczął im walić do łebków

Miałam opory przed kastracją Muchomorka, bo był (jest) chory i narkoza mogla stanowić dla niego zagrożenie. Jednym z objawów jego choroby było (jest) drżenie łapek, kiedy poczuł zew testosteronowy stał się strasznie niespokojny, pobudzony i to potęgowało jego niezborność ruchową. Był już bardzo biedny, nie radził sobie ze sobą, więc zatargałam go na kastrację (chociaż też nie zaczął jeszcze śmierdzieć). Wetka najpierw nie chciała, ale kiedy jej wytłumaczyłam co się dzieje, przyznała, że trzeba zaryzykować dla dobra kota. Po kastracji Muchcio się uspokoił, poprawiła mu się władza w łapkach, zmężniał jeszcze i zaczął sobie kompensować niedobory siłą mięśni. Dzisiaj Muchomorek jest całkowicie sprawny, już dawno nie widziałam żeby łapki mu drżały, chociaż pozostały pewne nawyki, np. specyficzne pozycje kiedy pije wodę albo coś obserwuje, no i od czasu do czasu kupal obok kuwety zamiast w środku
Rozpisałam się, więc podsumuję - ciąć i nie czekać na rujki albo smrody!