Pierwsze swe kroki po wypuszczeniu z transporterka kieruje pod łóżko. Pospiesznie znika z pola widzenia wszechobecnym tu ludziom, zaszywa się w Josiowej krainie ciemności. Nowe twarze, nowe zapachy, nowe głosy, w tle słychać psa, który ze zwykłym sobie entuzjazmem cieszy się całym (piszczy: jak ja kocham ludzi i gości!) sobą z wizyty osobistej szoferki Mecenasa, która przywiozała nam tego oto pana we fraku. Nasłuchuje, boi się. Bedąc w schronisku pewnie marzył, by wyrwać się z tego miejsca. Z miejsca przepełnionego głuchym echem kociego płaczu, miejscem gdzie nawet najweselszy kot traci nadzieję, że jeszcze będzie lepiej. Marzył by uciec, do domu. Teraz, teraz nagle znajduje się tam gdzie przecież chciał być. Nie ma jednak tej radości z przebywania w czterech ścianach. On nie wie gdzie jest, on się boi, mimo wszystko chce wrócić tam, gdzie był. Poznał już tamtejsze miejsce, to jest dla niego zupełnie obce. Nie wie czy Ci dwunożni są dobrzy, czy źli, bo skąd przecież. Nie zna ich. W tamtym miejscu poznał już kilku ludzi, poznał jako dobrych ludzi. Tu wszystko jest zupełnie nieznane. A nieznanego wielu się boi, on właśnie jest przestrasozny. I wtedy ludzkie ręce podnoszą materac, zaglądają do niego sprawdzić tylko czy wszystko jest dobrze. I znikają, żeby nie narzucać się kotu...
Po chwili widać, wychylającą się spod łóżka zaciekawioną kocią główkę. Nieśmiało, ostrożnie pingwinek wystawia łapki. I obserwuje. Pierwsze wrażenia? Duży, większy od Josia. Gruby, nie- po prostu grubszy od Joszka, początkowo kociego szkielecika. Skarpetki, śliczne żółto-białe skarpetki, jedna trochę dziurawa, bo prześwituje czarny odcień. Elegancki krawat choć stosowniesze było by słowo apaszka. I te oczy. Duże, żółte z zieloną obwądką po wewnętrzej stronie, zupełnie jak u Jośka. Pierwsza myśl na widok oczu wielkości conajmniej dwudziestogroszówek- to przez strach, niepokój. Oczy jednak niezmieniają swej wielkości, pozostają nadal wielkie. Druga myśl: nic innego jak wielkookiej stworzenie. Po chwili wysuwa się trzecia łapka, i czwarta. Choć kot wciąż stoi pod łóżkiem. Panującą ciszę przerywa chrobot miski i dźwięk przyjazny uszom kota- jedzonko. Wołowinka i chrupki. I w tym momencie niepokój się zmniejsza. Pojawia się za to ocieranie o karton, czerwony ten Josiowy (również ulubiony od Acsa i Fufu- byłych tymczasików), ale w odległości półtora metra od człowieka. Chwila wahania, zastanowienia i kot podchodzi do miski... i resztę czytacie dwa posty wyżej
