W moim domu zapanował terror. Wczoraj to odkryłam i jestem wstrząśnięta, szok, który mnie dopadł jeszcze się trzyma i nie ustępuje.
Jadłam wieczorem kanapki zwykła buła z serem (i co jest dość rzadkie) szynką, Ancymonek kręcił się koło mnie. Wreszcie mrucząc głośno uplasował się obok mnie i kontemplował to co jadłam. Nie wydawało mi się to groźne, bo On już tak ma, że lubi mi towarzyszyć w tej czynności. Jednak towarzyszenie jest zdecydowanie bierne. Pierwszy sygnał, że dzieje się coś niepokojącego odebrałam kiedy mruczenie stało się coraz bardziej natarczywe, a Ancymonowa gębula była coraz bliżej kanapki. Jednak będąc lekko tym rozbawiona obserwowałam poczynania Króla Luliana, w końcu już mu się takie rzeczy zdarzały. Nagle koci łeb otarł się o kanapkę, którą unosiłam do ust, chwilę później jak kanapka leżała na ziemi pojawił się na niej koci język, mruczenie brzmiało jak prawdziwy szał zmysłów

No i co mogłam, dałam mu w akcie desperacji wierzchnią warstwę złożoną z szynki. Ancy podźlamał i nie wydawało się, żeby cokolwiek więcej miało się wydarzyć. Zdążyłam napisać, że mam kota durnia, kiedy jednak... Anc zjadł szyneczkę. To chyba jego pierwsza
Żeby nie było, że głodzę kotunia, to jakieś 3 minuty wcześniej zdążył skonsumować swoją porcję jedzenia. Ja nie wiem jak On to robi, że wygląda jak wiecznie głodny zwierz, bardzo autentycznie. W sensie, że nie z apetytem a zagłodzony. Jakie ja miałam dzisiaj mizianki i mruczanki po otworzeniu oczu. Ancymonek bardzo mnie kochał a nie jadł już długo. No i jak mu nie dać jeść, no jak? I dałam chociaż byłam pewna, że ma też mu dała (tu jest problem, bo Ona nie przyznaje się, że daje mu jeść, w ogóle tak mnie złości, że... no jak się nie wyprowadzę to to się źle skończy).