gosiaa pisze:Jakie śliczne psiny, dziewczyny, napiszcie nam coś więcej

Gosiu Droga, te pieski to... hmm, "nieplanowane dzieciaki"

Ich historia jest bardzo smutna, a na jej końcu znalazło się podpoznańskie schronisko. Tam zamieszkały w boksie 2 na 2m2, wraz z trzecim psem. Poza budą miały zlodowacony beton pokryty ich odchodami (zresztą same wiecie jak to bywa w po drugiej stronie siatki...). Nie miały wielkich szans - Gapcio malutki, z krótką sierścią już zdążył się przeziębić, a Budrys z przerażenia w schronie nie pozwolił się nigdy nikomu dotknąć, był oszalały ze strachu. Gapcio zresztą też był przemarzniętą kupką strachu... Wiedziałyśmy, że psy chowały się z kotami, że nigdy wcześniej nie były agresywne, że znały tylko jednego człowieka, którego straciły... No i... pojechałyśmy po nie
Gapcio najpierw siusiał pod siebie ze strachu, ale po chwili już nie odrywał oczu od Ani. Wtulił się w nią i Ania oznajmiła: "to jest MÓJ pies" (to znaczy, tak już postanowiła gdy tylko poznała historię psich braci)

Budrysa opiekunka ze schroniska złapała na "lasso" i wyprowadziła do weta. Lekarz podał "głupiego Jasia" i udało się wsadzić psiaka do samochodu. Pojechałyśmy do naszego weta, gdzie Budrys dał taki popis agresji, że jadąc do domu klepałyśmy zdrowaśki

Dostałam całą torbę środków uspokajających dla niego, dla siebie na szczęście miałam
A w domu... Gapcio wszedł w ekipę kotów Ani absolutnie bezkonfliktowo i zanurzył się w spokoju i miłości swego nowego domu - no i tak się nurza (najchętniej w pościeli)

Jest słodkim, grzecznym Pchełkiem
Budrys, siłą zawleczony do domu i zamknięty w sypialni wszedł w kąt, w którym trząsł się jak galareta. Siedziałam przy nim, mówiłam i... pogłaskałam. Nigdy nie zapomnę spojrzenia jakim mnie wówczas obdarzył, oczu, w których rodzi się nadzieja - wtedy zrozumiałam, że Budrys został domownikiem już na zawsze.
Szalona Mela prawie nie zauważa nowego domownika, bo ona preferuje obiekty, które ruszają się szybciej

Budrys też już się mnie wcale nie boi i ciągle chce się przytulać, albo chociaż leżeć na moich stopach. Z kotami czule niuchają się noskami
No i tak to właśnie było...
Aniu

, dziękuję Ci za Twoje wielkie serce i za to, że pomagasz mi trzymać pion, gdy moje emocje szaleją

Za wszystko
Teraz ja mam "trzęsiączkę" przed spotkaniem z potencjalnym domkiem Wolanda. Ryczę sobie, jak to ja

, ale wiem, że to dla jego dobra i to dodaje mi odwagi!!!
Nadal upraszam o kciuki
