a ja myślalam ze to jakiś facet !Wybrałam sie wczoraj na mój marsz odchudzajacy w najbardziej ulubionym przeze mnie kierunku - przez taką dzielnice willową. Lubie tam chodzić, bo spotykam tam mnóstwo zwierzaków. Głownie psów, ale tez dużo kotów a czasem piękne stado sporych gęsi. Ludzi spotyka sie tam mało, wiec zagaduję do tych stworzeń a często podrzuce jakiś smakołyk. Szczególnie psy obłaskawiam przysmakami Pedigri, bo żal mi biedaków, że takie samotne marzna na podwórzach.
Chodzę tam już drugi rok, średnio raz w tygodniu, wiec z pieskami jestem wręcz zaprzyjaźniona, nie szczekaja już na mnie. Najwyżej jakis przyjacielski szczek w brzmieniu : "czesć, ciesze się, że cię widze, co masz dziasiaj dla mnie w plecaczku" i wywijanie ogonem na wszystkie strony.
Wracalam wczoraj obładowana zakupami, w kapturze na głowie, który skuteczne ograniczał dochodzenie dźwięków do uszu i pole widzenia oczom. Nagle, zupełnie niespodziewnie czuję uderzenie na wysokości łopatek. Nieprzygotowana na atak straciłam równowage, pośliznełam się na oblodzonej jezdni i rymnełam jak długa bokiem w zaspę.
Potem rozegrała sie scena rodem z Flinstonów, kiedy to wracajacy z pracy Fred woła: "Dinooo nieeee !!!" i zobaczyłam na sobie wielkiego rudego wilczura usiłującego oblizac mi twarz.
Kątem oka dostrzegłam, że nabiega drugie bydle identyczne co to rozmiaru i rasy tyle że ubarwione jak smoła. Równoczesnie słyszę pełen przerażenia krzyk jakiegos faceta : "Jeeeezuuuuu psy uciekły i zaatakowały jakąs babę !!!!"
Psy wytarzały mnie w sniegu skamlac i usiłują mnie zalizac na smierć.
Facet najpierw zbladł okropnie, potem zrobił tak
Ja usiłując się pozbierac mówię, że to przeciez takie sympatyczne psiaki.
Na co facet
Nie odpowiedziałam. Nie musi wiedzieć.
Miałam niesamowita frajde, bo po raz pierwszy mogłam sobie potarmosić znajome pyski. Zwykle tego nie robię, bo ogrodzenie, ale tez nie ryzykuję, bo nie wiem jak zwierze może zareagowac na takie spoufalanie się na jego terenie.
Czarna bestia dala sie odwołac włascicielowi, ale rudzielec, który jak się okazało wabi się Tequilla odprowadził mnie do konca osiedla idąc przy mojej nodze i co chwile tracając mnie mordką.
To tyle na psim polu.
A na kocim jest tak, że Kocioł "rozgryzł" problem zawartości kuleczek i teraz jada poza miska, żeby jak trafi na "minę kulkową" można było ją wypluc i swiństwo nie trafi z powrotem do miski O !







zaśpiewasz?