To może inaczej, nic nie wspominałyśmy domkowi o wątku- najważniejsze było dla nas to, że Josiu dobrze się aklimatyzyje, najważniejsze były rozmowy w realu, zapomniałyśmy jakoś tak powiadomić, o tym że Joś ma tu przyjaciół. Ale może wspomnimy w przyszłym tygodniu, bo zostaliśmy zaproszeni do odwiedzenie Josiowego. I przy okazji pewnie zdjęcia zrobimy. Joszko obyty z obiektywem, więc czemu nie, poza tym niech świat widzi jaki to piękny kot

i pewnie miło będzie, zwłaszcza wolontariuszkom z Katowic zobaczyć Jośka w swoim domku. Tak jak na przykład nam teraz, czytając o Gasparku

Gaspar często był tu, na wątku, przywoływany, bo obaj panowi są bardzo podobni, równie eleganccy i kochani. Tylko Joś zdecydowanie mniejszy jest i wiadomo: bardziej zwariowany, bo w tym to akurat nikt go nie pobije. Nawet Szeryf, nawet Leoś. Leoś też był szalony, ale ganiał jak opętany po mieszkaniu tylko wtedy gdy widział Lenkę (bura kotka nawet w minimalnym stopniu nie odzwajemniała chęci zabawy). Szeryf, no ten to też agent był. Nigdy nie zapomnimy widoku, jaki ujrzałyśmy w wakacyjny poranek. Kilka dni wcześniej sąsiadka wyjeżdżała na tydzień i poprosiła o przetrzymanie rybek. Nasze akwarium ma pokrywe jest zabezpieczone, więc przypuszczałyśmy że i welonki będą w kotoodpornym akwarium. Nic bardziej mylnego i tak oto dostałyśmy akwarium w pełni przyjazne kotom. Kładłyśmy różne gazety, które miały zastąpić pokrywę, i początkowo dobrze było. Aż do dnia, kiedy rankiem zobaczyłyśmy Szeryfa stojącego w wodzie. Cały brzuch był zanużony. Koci brzuch, koci !! Przecież koty nie lubią ponoć wody ! Całe szczęście historia zakończyła się szczęśliwie. Okzało się, że Szefek stanął na gazecie, gazeta wpadła, przygniotła rybki (ale miały możliwość pływania) i wodni mieszkańcy wyszli z opresji cało. Jak zobaczyłyśmy je normalnie pływające, odetchnęłyśmy z ulgą. Aż strach myśleć, co mogło by się wydarzyć

Joszko u nas też czuł miętę do akwarium, ale nie do tego stopnia co genialne Szeryfiątko. Teraz za to najfajniejszego kumpla - w swoim domku- widzi w chomiku Fidlu, który dostarcza mu całej tony atrakcji, choć tak naprawdę nic nie robi, bo jest malutki i jak każdy gryzoń- je, biega w kołowrotku, śpi, pije. Ale dla Josiowego to jest coś fascynującego. Chyba takiego stwora widzi pierwszy raz w życiu, bo nasza Luśka odeszła przed jego przyjściem i nie miał okazji poznać co to jest ten chomik. Na szczęscie Fidel jest z tych co to sobie nic nie robią z gapiów, bo ani trochę nie wyglądał na sestresowanego obecnością pingwinka. Jest co bardzo możliwe, bo same miałyśmy takiego komletnie beztresowego chomika, właśnie Lusię. Bo Busia była bardziej delikatna, choć Morisię (szylkretkę) ugryzła w nos. Lusia była dzika, gryząca nas, kompletnie niekontaktowa, ale fajna i też zwariowana. Żadnemu kotu nie pozwoliła wlepiać się w nią, podchodzić do klatki, obwąchiwać. No to skoro już o zwierzakach mowa, to odpowiadamy na pytanie kussad. Niestety o Korze nie piszemy, nie mamy gdzie. Kiedyś raz napisałyśmy o niej na doogmanii, ale szybko zrezygnowałyśmy, bo my i dogomania to tak nie bardzo. Tam jest się cięzko odnależć, reklama na reklamie, wszystkiego tam za dużo (w sensie tych reklam na przykład). Ale za to kilka stron wcześniej były jej dwa zdjęcia
