A mnie taka obserwacja maleńka dopadła: najpierw człek siedzi i kombinuje nad imieniem, które nada kotu. Jak już wymyśli... to imię zostaje w papierach, a kotuch wołany jest na tysiace innych sposobów (i zawsze, skubaniec jeden z drugim, wie, że o niego chodzi

No przynajmniej mój sześciopak tak ma).