Po wielu próbach i błędach chyba znalazłam sposób na umieszczenie tabletki w środku kota.
Pierwsze podejście było z gruntu złe.
Kocio dostaje Enroxil (antybiotyk) 1/4 tabletki 1x, dziennie, Vetoquinol tolfedine (przeciwzapalny )1/2 tabletki 1x dziennie i coś na C czego nie moge rozczytac w kolorowych kapsułkach 1 tabletkę 2x dziennie.
Zrobiłam głupote

pokruszyłam wszystko i wmieszałam w wieczorna porcję karmy

. Szybko sie zreflektowałam ale było za późno

.
Nastepne podejście było bardziej racjonalne. Kolorowe kapsułki to najmniejszy problem, bo podobno mają smak zbliżony do karmy ( opinia weta - osobiście nie próbowałam ). Otwiera się je i proszkiem posypuje żarełko, ponieważ 2x dziennie, więc nie ma specjalnego, wyboru dodaję je do porannego posiłku i do wieczornego, ale rozdzieliłam antybiotyk z przeciwzapalnym, jedno podaję rano, drugie wieczorem pokruszone i zmieszane z karmą . Kocur zaczął ciut chetniej jadać.
W końcu jednak wymyśliłam trzecią wersję i ta póki co najlepiej się sprawdza.
Zarełko szykuję tylko okraszone proszkiem z kapsułki a porcje pozostałych tabletek owijam w lekko rozmoczone chrupki, robię z tego zgrabną kulke i kłade na samym wierzchu. Głodny Kocioł rzuca się na żarcie i nawet jak skrzywi się smakiem pierwszego kęsa, to przeciez reszta jest już smaczna i pachnąca (no powiedzmy - rzecz gustu).
Poza wszystkim zima daje nam się we znaki.
Co prawda nie musże kopać tunelów jak Czitka, ale dojechac gdziekolwiek to prawdziwy problem.
Wczoraj musialam do Tarnowskich Gór na zebranie u Kasi.
Bogdan wracał z porannej próby z Ostrawy i zadzwonił z trasy, że już jest niedaleko i podrzuci mnie na to zebranie.
Za chwilę kolejny telefon : leć na autobus, bo ja własnie wylądowałem w rowie melioracyjnym na jakiejś wsi pod Raciborzem i czekam aż mnie ktoś stąd wyciagnie.
Zadzwonił na assistance, ale przy tej pogodzie oni mają takich zgłoszeń na peczki, więc poszedł pytac czy ktoś we wsi nie ma ciągnika.
Nikt się nie przyznał,ale jak już przyjechała pomoc, to przylazło dwóch miejscowych w stanie wyraźnie wskazującym i zaczeli komentować poczynania faceta z pomocy.
Najpierw dawali rady, ale facet chciał byc mądrzejszy. Po czym okazało się, że mieli rację, bo o mało auto nie wyladowąło na boku. Tubylcy zaczeli rzucać inwetywy opierajace się głównie na męskim układzie rozrodczym.
Facet najpierw zachowywał zimną krew. Coś tam poprawił i w końcu wyciągnął Bogdana na szosę. Ale potem mu nerwy puściły i od slów przeszli do rekoczynów ,w końcu zaczeli się nawalać tarzając sie w zaspach.
Mój chłop zgłupiał i nie wiedział co ma robić, bo wcale mu się nie uśmiechało zarobić limo i na scenie wygladac jak menel.
No i czas go gonił.
Próbował ich rozdzielić, ale obaj zacietrzewieni jak koguty a ten trzeci jeszcze podżegał. Bogdan machnął ręką , wsiadł do auta i pojechał, żeby choć zdążyc mnie po drodze odebrać po zebraniu. Zreszta w nocy mial jechac do Słupska na koncert. Teraz sie martwi czy oni się tam nie pozabijali. Sprawdzałam w wiadomościach lokalnych ale nic nie mówlili. Choc, jak oni się tam dobrze w te zaspy wpasowali, to może odkryją ich dopiero po roztopach.
