Basica pisze:vadee pisze:o przepraszam, Pcheła jest tylko jedna!
masz rację vadee, każda pcheła jest tylko jedna, nasza pcheła jest tyż tylko jednanaprawdę poznałam Rudolfa, naszą Pchełę, jakieś dwa tygodnie po urodzeniu, przyniosły mi go do TOZu na dyżur córeczka z mamusią, dziewczynki (znaczy córeczka tejże mamusi z koleżanką swoją) znalazły na ulicy pudełko, chyba takie po butach, a w środku siedziało takie coś, co do kotów wcale nie byo podobne...to była Pcheła i Rudolf, facet z tego samego miotu, ale o wiele mniejszy, dwa rudzielce....sorki Pcheła to obecnie prześliczna TRIkoloreczka
, oglądając znalezisko nie sądziłam, że ten malusi facecik przeżyje, był już bardzo wyziębiony. W tym czasie była u mnie w jakiejś swojej kociej sprawie bozennak, przytuliła maluszka, zaczęła go ogrzewać, ja w międzyczasie ustaliłam DT dla kocików i Panie znalazczynie oraz bozennak pojechały odwieźć miauczące pudełko....jakaż była moja zgroza, kiedy dowiedziałam sie, że do DT dojechała tylko Pcheła
a przecież w
księdze zgłoszeń miałam zapisane dwa kocuchy..... JEDNEGO KOTA KTOŚ MI BUCHNĄŁ PO DRODZE
okazało się, że serduszko bozennak nie wytrzymałoby rozstania ( DT to młodziutka dziewczynka i Bożenka bała się, że nie da sobie rady z dwoma tak bardzo potrzebującymi kotami, karmienie co 2 godzinki kroplomierzem, masowanie im brzuszków po karmieniu, itp)....jakby na to nie patrzeć.....Rudolf to kot kradziony.....prawda?
Niom, przyznaję się, buchnęłam kocię dziś Rudolfem zwane.
Do dzisiaj Rudolfowi została skaza po niemowlęctwie bez matki, ssie mój palec. On jest ssak a ja na pewno wyssak.
Pani "dochtórka" łaje mnie za to a ja nie mam sumienia odmówić kotu, który jak mu się zbierze na ssanie, dosłownie podlatuje do mnie, wszystko w nim wymruczne jest i przysysa się.
Ma w tym czasie jakieś miejsce tajemne na ząbki, bo NIGDY ich nie odczułam w czasie ssania. Takiego dokradłam się kota.
Rudolf ma jeszcze jedną dosyć niezwykła cechę, jak biorę go na ręce, wiotczeje jak szmaciana lalka. Jest zupełnie bez kości. Pytam kolegów, czy u nich na rękach
też robi za rag dolla - nie.
Jutro, jak pani wetka znajdzie szczepionkę, prawdopodobnie dopiero po południu
zaszczepimy się.
Vadee
utrzymujemy tytuł, bo białaczka zabrała Sykusiowi sporą część podbalkonowej familii, dowiedziałam się także o losach tej kociej populacji od pań karmicielek w tym miejscu. Otóż powiedziały mi, że bezdomniaczki u nich często wymieniają garnitur, żyją krótko, nieliczne giną w wypadkach, znikoma część, reszta umiera po 2-3 latach, mówiły: "ot tak sobie, z niczego, zdychają".
Dzisiaj wiem, że to ognisko białaczkowe i te koty rzeczywiście mają wyrok śmierci.
Z sześciorga kociąt wyciągniętych jesienią spod balkonu zdiagnozowany na razie jest Sykuś, szóstą siostrzyczkę uspiła wetka od razu, bo oczy jej wypłynęły od kataru. Może nie tylko od kk, nie znam się na tym ale była nie do uratowania.
Cztery zostały wyadoptowane jako zdrowe. Może nie zdążyły się zakazić. Może.
Dwie młode kotki odłowione do sterylki, pisałam już o tym, zostały uśpione po testach.
Kocur wykastrowany.
Tak to wygląda.
To ognisko musi być wygaszone. Inaczej będziemy mieli problem na całym osiedlu.
Okrutne to co mówię?
Tak wygląda życie bezdomnych kotów. Ani władze miejskie ani osiedlowe nic ich los nie obchodzi. A przecież nam wystarczyłoby, gdybyśmy mieli kasę od miasta, osiedla na badania i szczepienia - dalibyśmy sobie radę bez urzędasów.
Dziewczyny z TOZu dwoją się i troją, wszyscy jesteśmy dokoceni na maksa, tak jak i Ty zresztą

Przebacz, wywnętrzyłam się trochę, co tam! wiosna idzie będzie lepiej.
Pozdrawiam cię i dziękuję