Są prawie identyczne jak moje podwójne szczęście

, tyle tylko, że żaden z moich nie ma białej kropelki mleka pod szyjką. Dziewczynka jest drobniejsza, z lekko trójkątnym pyszczkiem jak ta na zdjęciu, kawaler potężniejszy, jako że wiecznie głodny, też wygląda jak ten domowy król.
Czarne rodzeństwo przygarnęliśmy na początku listopada ubiegłego roku w trzecim miesiacu ich życia. Jeśli chodzi o pochodzenie, to można obrzucić je wszelkimi epitetami

: piwniczne (bo mieszkały z matką w piwnicy, dopóki jakaś "dobra dusza" nie zatkała okienka), dachowce (bo przez kilka zimnych dni błąkały się po dachach garaży zziębnięte i głodne miaucząc cienko) i wreszcie śmietnikowce (tam wreszcie udało się je złapać, gdy inny "dobry człowiek"

wrzucił je do kontenera). Szare od brudu, potwornie zapchlone ale poza tym zdrowe zadomowiły się u nas i nie wyobrażam sobie domu bez tych aniołków.
Jedyna wada skserowanych kotków: nieraz się człowiek pomyla

i głupio zagada do kocurka jak do panienki, albo do subtelnej koteczki, myląc ja z bratem. Jedno urażone spojrzenie i trzeba się zmitygować.
