Rano. Koło szóstej.
Za oknem ciemnawo, ciepło jest tylko pod kołdrą
i wstań tu z łóżka...
Ciężko.
Na szczęście Josiu przybywa z pomocą.
Miauuu...
Miauczy kotek, miau
Joś dzisiaj rano wyjątkowo głośno się rozgadał. Miauczał z niewiadomego dla nas powodu. Powód był napewno, bo Joś nie miauczy od tak sobie, on zawsze ma cel. Chodził i nawoływał, pytanie tylko co lub kogo. Swój koncert zaczął chwilę po szóstej, albo i wcześniej a my go nie słyszałyśmy. Kto go tam wie. Początkowo, zaspane, w żartach groziłyśmy mu, że zaraz wyleci z pokoju

Kiedy jednak zaspanie mijało (bo jak tu zmrużyć oko przy wydzierajacym się kocie?), zaczynałyśmy się cieszyć. Telefon wyładowany, budzik nie zadzwoni. I zaspałybyśmy pewnie do szkoły, gdyby nie Josiu Josiowy

Na pewno nie miał na celu uchronienie naszych zeszytów korespondencji od zużywania kartek i pisania w nim usprawiedliwienia za spóźnienie na lekcje. Pewni czegoś chciał. Czego? To już tylko on sam wie. Może szukał kaczusi, która zaginęła, może stwierdził że teraz jest czas kiedy powinno się skupić całą uwagę na głaskaniu pingwina. Napewno jasne jest, że z TYM kotem nigdy nie jest nudno. Niedługo późnien ilość wydawanych decybeli zmniejszyła się conajmniej dwukrotnie, aż wkońcu Joszko ucichł i wrócił do robienia tego, co robił przedtem.