nie chce juz pisac o Kaczuszce - to za bardzo boli, caly czas. Pamietam ją taka, jak widzialam w dniu pogrzebu, i to jest bardzo trudne. Ciagle mam nadzieje, ze wszystko okaze sie zlym snem.... ciagle mysle co by zrobic, zeby ona znowu tu byla. Staram sie nie myslec, ale to samo przychodzi. Po raz pierwszy przegralam walkę o zycie kota, wczesniej mi sie udawalo, czemu teraz nie potrafilam? czemu nie wiedzialam o epidemii pp, czemu nikt mi nie powiedzial? moze mogla wygrac, gdyby dostala lzejszy antybiotyk, gdyby nie zakladali jej niepotrzebnie drugiego wenflonu mialaby drozne zyly, gdyby nie robili jej tylu badan krwi...
Podobno obrzek pluc byl spowodowany niewydolnoscia serca.... nic juz nie wiem i nie rozumiem.
Tylko 1 osoba odpowiedziala na ogloszenie Kuterka. Dzisiaj rozmawialm w jego sprawie, ale mam wątpliwosci. To rodzina z 2 malych dzieci, szukaja tygryska, mieli juz jednego ale musieli oddac, bo byl agresywny w stosunku do dzieci... I nie maja innych kotow...
Umowilam sie, ze dam im odpowiedz do konca tygodnia, beda czekac.
Oczywiscie nie bylam tam, to jest pod Warszawą, rodzina mieszka w bloku, podbno maja zabezpieczone okna z uwagi na male dzieci, nie pytalam jak - to do sprawdzenia.
Tylko ze... nie wiem jak Kuterek zareaguje na male dzieci. nie wiem tez, jak sobie poradzi sam - on bardzo sie garnie do innych kotow, oczywiscie najbardziej do brata. Jest tak energiczny, ze boje sie ze zmarnuje sie sam.... Ta rodzina chce tylko 1 kotka...
A Kuterek 1/3 dnia spedza na walkach lub pieszczotach z bratem. Wczoraj wieczorem Bułek zacząl ssac Kuterkową szyję - ssal ja tak dlugo, pewnie traktuje go troche jak matke...
O ile zaczynam sie przywyczajac do mysli, ze Bułek zostanie moim baaaaardzo dlugim tymczasem, o tyle wiem, ze nie moge zostawic Kuterka. Raz - Zoe sie i tak juz wystarczajaco stresuje, tylko sporadycznie sie bawi, glownie ucieka, syczy i bije lapą... prawie wcale nie mruczy od kiedy bracia sa u mnie. Dwa - nie dam rady utrzymac 4 kotow, nie wyrabiam juz teraz, nie mam stalej pracy, obecna umowa konczy sie za 3 m-ce, co dalej - nie wiadomo... zreszta nie zarabiam tu kokosow, a wydatkow mnostwo... do remontu cala instalacja w lazience, bo na razie od paru miesiecy prawie nie ma cieplej wody - to znaczy cieknie mala struzka

o innych rzeczach wole nie wspominac...
Trzy - coraz powazniej mysle o wyjezdzie... Cztery - gdybym miala adoptowac kota, z uwagi na rezydentke wolalabym, zeby to byl kot niewidomy - mam wrazenie, ze Zoe byloby moze razniej... Pięc - Kuterek jest mlodziutki i słodki, ma duze szanse na adopcje..
Czyli - nie moze zostac u mnie na stale.
Ale nie chce go oddawac za wszelką cenę, chcialabym zeby mial najlepszy domek na swiecie, zeby nie byl sam - zeby mial kumpla do zabaw... moze za bardzo wybrzydzam?
Nie wiem co zrobic... moze ktos ma jakis pomysl?